Urzędnicy skarbowi na trop fortuny duchownego trafili przypadkowo. Przeprowadzali kontrolę w firmie jednego ze śląskich przedsiębiorców, który powiedział, że dostał 2,5 mln zł pożyczki od ks. Bernarda K. Urzędników zaciekawiło, skąd proboszcz małej i ubogiej wsi wziął taką sumę pieniędzy. Ponieważ ksiądz nie chciał tego ujawnić, fiskus nałożył na niego karę.
Duchowny zaskarżył decyzję do sądu. Tłumaczył, że zarabia, udzielając sakramentu mał-żeństwa, chrztu czy odprawiając mszę. Kiedy widział, że to nie działa, zasłaniał się tajemnicą spowiedzi. Sąd nie uwierzył w te bajki i podtrzymał decyzję fiskusa. Duchowny ma zapłacić karę w wysokości 75 proc. utajnionego dochodu. Ks. Bernard K. się nie poddaje i zamierza złożyć skargę kasacyjną na wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego.