Opracowany przez Deloitte indeks niepokoju jest różnicą netto między osobami, które zgodziły się ze zdaniem „Jestem bardziej zaniepokojony niż tydzień temu” oraz tymi, które zaprzeczyły. - To najwyższy wynik wśród wszystkich badanych krajów. Nigdy wcześniej też żaden kraj europejski nie deklarował tak wysokiego poziomu obaw. Z pewnością wpływ na to ma między innymi liczba zakażeń, która codziennie przekracza 20 tys. osób. Pod względem poziomu niepokoju Polska o 3 pp. wyprzedziła nawet Indie, które dotąd właściwie w każdej fali badania wykazywały najwyższy poziom obaw – komunikuje (17 listopada) Michał Tokarski, Partner z Deloitte. Strach zajrzał w oczy najbardziej osobom w wieku 55+ – aż 64 proc. z tej grupy wiekowej odczuwa niepokój wywołany pandemią. Niewiele mniej jest zaniepokojonych w grupie między 18. a 35. rokiem życia. Obawy przedstawiło 61 proc. respondowanych.
„Od ostatniego badania o 4 pp. przybyło konsumentów, którzy niepokoją się o swoje zdrowie (66 proc.). Jesteśmy pod tym względem na drugim miejscu w Europie za Hiszpanią (75 proc.). Na świecie najwięcej osób niepokojących się o własną kondycję jest w Chinach (84 proc.)” - czytamy w komunikacie do globalnego raportu. Podkreśla się w im, że zarówno w przypadku pytań o zdrowie własne, jak i bliskich osób liczba zaniepokojonych Polaków rośnie systematycznie od końca sierpnia i w najnowszej edycji badania osiągnęła najwyższe wyniki od chwili dołączenia do niego Polski. Niepokojące jest to, że od lipca przybywa Polaków obawiających się utraty pracy. Takie zmartwienie dręczy połowę ankietowanych.
Z badań Deloitte wynikać może, że Polacy znów kupują na zapas. 45 proc. polskich konsumentów, a więc najwięcej w Europie, deklaruje, że kupują więcej, niż są w stanie zużyć na bieżąco. To wzrost w ciągu miesiąca o 9 pp. Taki wynik - podkreśla się w komentarzach do raportu, przewyższa nawet ten historycznie najwyższy z pierwszej połowy czerwca, kiedy odpowiedziało tak 44 proc. konsumentów. Na świecie częściej od nas kupują na zapas Hindusi (67 proc.) i Chińczycy (61 proc.). A końca epidemii nie widać...