- Chciałbym być ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym - zdradził swoje marzenia w rozmowie z "Super Expressem" Zbigniew Ziobro. Niektórych ta deklaracja ucieszyła, ale dla wielu brzmi ona jak najprzeraźliwsza groźba.
- Nic gorszego dla Polski niż powrót Ziobry do Ministerstwa Sprawiedliwości, nie może się przydarzyć. Za jego czasów to uczciwi ludzie musieli się obawiać, a służby wkraczały do nich o szóstej rano. Spadła też liczba przeszczepów - mówi Tomasz Kalita (32 l.) z SLD.
I mimo lewicowych przekonań, zapewnia, że jest w stanie zrobić naprawdę dużo, aby do tego nie doszło. - Jestem gotowy pójść pieszo do Częstochowy, aby taki scenariusz się nie spełnił - obiecuje.
Podobnie uważa marszałek Sejmu z PO Stefan Niesiołowski (67 l.). - Powrót Ziobry to całkowita fikcja, bo PiS nie wygra wyborów. Ale nawet gdyby został ministrem, to byłby to powrót do jego dawnych, złych metod działania. Ja raczej sądzę, że po wyborach Ziobro nadal będzie robić to, co teraz. Czyli ryć pod Kaczyńskim - tłumaczy.
Co politycy PiS myślą o planach Ziobry?
Co ciekawe, nawet partyjni koledzy byłego ministra z dystansem podchodzą do jego planów. - Najpierw trzeba wygrać wybory, a dopiero później premier wskaże ludzi, z którymi chce pracować. Naszym kandydatem na premiera jest Jarosław Kaczyński i to od niego będzie zależeć, czy pan Ziobro zostanie ministrem - podkreśla Marek Suski (53 l.) z PiS.