Stołeczni kryminalni od dawna deptali po piętach Rafałowi R. pseudonim "Zając". Specjalista od kradzieży japońskich aut wiele razy wymykał się policji, aż w końcu ubiegłego tygodnia udało się go złapać na gorącym uczynku. Policjanci skuli go kajdankami, gdy przyjechał do "dziupli" po części od zrabowanego wcześniej mitsubishi.
Wszystko wskazywało na to, że bezczelny rabuś w końcu się doigrał i przez długie lata będzie oglądał świat zza krat. Nic bardziej mylnego! Co prawda, "Zając" usłyszał zarzuty kradzieży i paserstwa, a przeciwko niemu toczą się kolejne śledztwa o udział w bandzie przestępców, ale według sądu jest porządnym biznesmenem, który zasługuje na drugą szansę.
Choć sędzia nie wątpił, że dowody na kryminalną przeszłość Rafała R. są niepodważalne, to jednak nie skazał go na więzienie, bo złodziej otworzył warsztat i jego biznes wspiera nawet Unia Europejska! Tyle tylko, że mechanicy zatrudniani przez "Zająca" to złote rączki od naprawiania "japończyków", które na potęgę kradnie ich szef.
Policjanci, którzy poświęcili tyle czasu na złapanie bandyty, nie kryją swej wściekłości, ale z decyzjami sądu się nie dyskutuje.