Bogdan Maleszka (70 l.) mieszkał na końcu wsi. Wdowiec przygarnął pod swój dach błąkającego się kundelka, którego zostawili turyści, i puszystego kocurka. Zwierzęta pokochały swojego pana, za którym chodziły po całej wsi.
- Bodzio nazywał je Piksi i Diksi, ale sam nie wiedział, które jak się wabi, bo wystarczyło zawołać Piksi czy Diksi, to od razu przybiegał i pies, i kot - wspominają sąsiedzi.
Zobacz też: 13-latek zabił ojca. Mężczyzna konał na oczach innych dzieci
Tydzień temu pan Bogdan chciał pojechać na grzyby do Radunia. Spakował koszyk i poszedł na autobus. Piksi i Diksi odprowadziły go i czekały na przystanku, aż wróci. Niestety, pan Bogdan w lesie zmarł na zawał i do domu już nie wrócił. Piksi i Diksi wciąż cierpliwie siedzą na przystanku i wypatrują każdego autobusu, a gdy któryś się zatrzyma, podbiegają do drzwi, licząc, że z pojazdu wysiądzie ich pan. Przecież zawsze wracał...