- To była moja najbliższa rodzina – rozpaczał na pogrzebie Ireneusz P., wujek Danuty. Jeszce wypiera z siebie to co się stało. Wie, że oni nie żyją, ale nie potrafi pogodzić się z tym, że już nigdy nie zobaczy Michasia, którego na prośbę rodziców uczył muzyki. - To był taki zdolny chłopczyk. Do śpiewu i do klawiszy – dodaje pan Ireneusz, który w miejskim centrum kultury prowadzi zajęcia z młodzieżą i wykształcił wielu znanych w Polsce muzyków. – Dlaczego ich to spotkało?! To byli tacy dobrzy ludzie! I jeszcze te dzieciątka... Co one zawiniły, że Pan Bóg tak szybko zabrał je do siebie – szlochali inni żałobnicy, wspominając rodzinę K.
Choć do tragedii doszło w Mińsku Mazowieckim, uroczystości żałobne odbyły się w Białej Podlaskiej – rodzinnym mieście Danuty i Piotra. Tu przed laty się poznali, tu pokochali i tu związali ze sobą na dobre i na złe. - A do Mińska wyjechali za chlebem – mówią ich znajomi. - Po prostu Piotr, który wiązał swoją przyszłość z mundurem, dostał przydział do tamtejszej jednostki wojskowej – dodają.
Mieszkali na drugim piętrze budynku przy ulicy 1. Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Mińsku Mazowieckim. Ale każdą wolną chwilę spędzali z bliskimi w Białej Podlaskiej. A jak nie mogli przyjechać, to nieustannie do nich dzwonili. Te kontakty nagle urwały się tydzień temu. Zaniepokojona rodzina zaalarmowała więc policję, a ta do spółki ze strażakami otworzyła zamknięte na cztery spusty mieszkanie. W środku odnalazła cztery martwe ciała.
Przyczyny śmierci rodziny nie są jeszcze znane. - Najprawdopodobniej zabił ich czad – mówią strażacy, którzy stwierdzili na miejscu śladowe ilości tlenku węgla.
WAŻNE: Od jutra nowa akcja "Super Expressu" - "Nie daj się czadowi"