Łyżwiński umiera

2009-10-14 8:00

- Mój mąż umiera. Jest kompletnie wyniszczony. To wrak człowieka - mówi zrozpaczona Wanda Łyżwińska (56 l.). I rzeczywiście. Lekarze nie zgodzili się, by Stanisław Łyżwiński (55 l.) brał udział w rozprawie przed sądem w Tomaszowie Mazowieckim.

Sędzia wyłączyła więc byłego polityka Samoobrony z procesu, w którym oskarżony jest o wyłudzenie co najmniej sześćdziesięciu tysięcy złotych od członków swojej partii.

Łyżwińska oskarża wymiar sprawiedliwości, że skazał jej męża na powolną śmierć w areszcie (przebywa tam ponad dwa lata - red.).

- Wywiozą go prosto na cmentarz - grzmi była posłanka Samoobrony i wylicza długą listę dolegliwości męża, głównego bohatera seksafery w Samoobronie. - Z nim jest coraz gorzej. Ostatnio przestał oddawać mocz. Nie może nawet usiedzieć na wózku, lewa noga jest całkiem sparaliżowana, cały czas ma zapalenie gruczołu krokowego - mówi Łyżwińska. Jej zdaniem lekarze podają Łyżwińskiemu tylko środki przeciwbólowe. - Ostatni raz widziałam się z nim kilka dni temu. Niewiele mówi. Wygląda na to, że już pogodził się z tym, iż umrze w więzieniu - opowiada Łyżwińska. Przypomina, że już kilkanaście razy z adwokatem wnioskowali do sądu o powołanie biegłych, którzy ocenią stan zdrowia byłego posła. Bez skutku.

Rzecznik prasowy piotrkowskiego Aresztu Śledczego major Paweł Gawrosiński potwierdza, że stan Łyżwińskiego jest tak zły, że nie może on uczestniczyć w procesie. - Jest w celi przystosowanej dla niepełnosprawnych i po areszcie jeździ na wózku inwalidzkim - mówi Gawrosiński. Proces w Tomaszowie to tylko mała część sądowych problemów Łyżwińskiego. Cały czas przed sądem w Piotrkowie toczy się proces w sprawie seksafery w Samoobronie. Łyżwiński oskarżony jest m.in. o gwałt oraz żądanie i przyjmowanie korzyści o charakterze seksualnym.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki