Krwawy dramat rozegrał się, gdy większość mieszkańców Sławna oglądała w swoich telewizorach ulubione seriale. Roman K. przed odbiornikiem wysiedzieć jednak nie mógł. Od rana coś go nosiło, aż w końcu postanowił wyjść i z bronia w ręku zapolować na człowieka. Mężczyzna chwycił za przerobiony na ostrą broń pistolet pneumatyczny. Przeładował magazynek, założył gumiaki i kurtkę i ruszył w miasto z obłędem w oczach. - Ktoś dziś zginie - szeptał do siebie pod nosem.
Zwyrodnialec nie szukał daleko swojej ofiary. Kilkadziesiąt metrów od domu natknął się na Rafała B., mieszkańca okolicznej wioski. Zagadnął go, mężczyźni znali się z widzenia. Rafał B. nie spodziewał się ataku szaleńca. Przecież się znali!
Roman K. nawet nie słuchał, co mówi Rafał. Jak zamroczony wpatrywał się w chłopaka, czekając na odpowiedni moment, by wyciągnąć broń i oddać strzał. Kiedy uznał, że nadeszła najlepsza pora - przyłożył pistolet do klatki piersiowej Rafała i nacisnął spust. Okolicę przeszył głośny huk. Ludzie zaczęli wyglądać przez okna. Niektórzy wybiegli z domów. Ktoś dostrzegł leżącego na chodniku zakrwawionego Rafała i zadzwonił po pogotowie. Tymczasem Roman K. jak gdyby nigdy nic wrócił spokojnym krokiem do domu. Kilkanaście minut później wpadli do niego uzbrojeni po zęby policjanci. Morderca nie stawiał oporu. Za tę potworną zbrodnię grozi mu dożywocie.