Szczupły, ubrany w szarą kurtkę i takiż sweter, nie rzucał się w oczy. Cichutko siedział na ławce na drugim piętrze Sądu Okręgowego w Toruniu. Po chwili wstał i ociężałym krokiem wszedł na salę sądową. Kto by pomyślał, że to instruktor sztuk walki, były policjant, jeszcze niedawno kierownik policyjnej izby zatrzymań w Brodnicy. Ale ten cichy szary człowiek, przywdziewając mundur, zamieniał się w zwyrodnialca. Według śledczych zgwałcił na komendzie dwie kobiety, a kolejne dwie molestował, usiłował też zgwałcić kobietę podczas interwencji w jej mieszkaniu. Sprawa wyszła na jaw, gdy o gwałt oskarżyła go 25-letnia kobieta osadzona w policyjnej izbie zatrzymań, bo nie stawiła się na wezwanie sądu jako świadek. Gdy korzystała z toalety, dopadł ją Krzysztof G. Wiedział, że w toalecie nie ma monitoringu, ale nie przewidział, iż sąsiednia kamera utrwali... cienie na ścianie! Te cienie nie pozostawiły wątpliwości, co się stało.
W toku śledztwa wyszło na jaw, że to nie była jedyna ofiara policjanta. Prokuratorzy doliczyli się co najmniej pięciu pokrzywdzonych. Tym bardziej dziwi, że Sąd Rejonowy w Brodnicy nie zgodził się na tymczasowe aresztowanie mężczyzny. Śledczy zaskarżyli tę decyzję i dopiero instancja odwoławcza w Toruniu w miniony wtorek przyznała im rację i zdecydowała, że były już policjant poczeka na swój proces za kratkami. Nie wiadomo tylko, kiedy trafi do celi, bo wprawdzie na rozprawie był obecny, ale na ogłoszenie wyroku już nie przyszedł, więc szukaj wiatru w polu.