Wszystko wyszło na jaw dopiero, gdy w trakcie śledztwa w sprawie masakry cywilów w wiosce Nangar Khel. Damian L. wyjechał do Francji po odbyciu zasadniczej służby wojskowej w Wojsku Polskim. Spędził tam dwa lata. Po powrocie zaciągnął się do polskiej armii jako zawodowy szeregowy. Wkrótce potem wyjechał do Afganistanu.
Prokurator Karol Frankowski z Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu prowadzącej śledztwo odmówił odniesienia się do naszych informacji. Fakt służby Damiana L. w Legii Cudzoziemskiej potwierdzili jednak w rozmowie z "SE" wysocy przedstawiciele MON i prokuratury.
- Przełożeni nie wiedzieli o tym, że Damian L. służył w Legii - mówi "SE" oficer z dowództwa 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej, jednostki Damiana L. - Ten przypadek pokazuje, że tak naprawdę ludzie, którzy jadą na misje, nie są dokładnie sprawdzani.
Według naszych informacji Damian L. zaciągając się do Legii Cudzoziemskiej, nie miał pozwolenia na służbę w obcej armii. Zgodnie z obowiązującym w prawem popełnił przestępstwo.
Prokuratura zarzuca mu ostrzelanie z karabinu maszynowego wioski Nangar Khel, w której znajdowali się cywile. Grozi mu kara do 25 lat więzienia. Pozostałym sześciu podejrzanym zarzucono cięższe przestępstwo, zagrożone nawet dożywociem. W połowie lutego sąd rozpatrzy kolejny wniosek prokuratury o przedłużenie aresztu dla podejrzanych o zbrodnie żołnierzy.