Pierwszy film nakręciłem w II klasie liceum. Był to telewizyjny debiut Agnieszki Holland (51 l.) "Wieczór u Abdona". Jak tam trafiłem? Rok wcześniej zostałem laureatem festiwalu piosenki w Zielonej Górze i dlatego wystąpiłem jako gość specjalny na moim pierwszym festiwalu w Sopocie. To właśnie tam zobaczyła mnie słynna reżyserka. I tak zdobyłem pewną popularność, która czasem wychodziła mi bokiem.
Pamiętam jak 21 marca, w dzień wagarowicza, z moją klasą licealną uciekliśmy do parku. Nagle podjechał samochód, wysiadł z niego mężczyzna w garniturze i zapytał, z którego jesteśmy liceum. Wszyscy odpowiedzieli, że z "trójki", a on na to, że widzi Bajora, więc jesteście z "dwójki". Był to kurator oświaty. I już na drugi dzień wylądowałem na dywaniku u dyrektora mojego LO. Powiedział mi wprost, że z moją twarzą mam chodzić na wagary... do domu.
Po maturze, żeby jak większość chłopaków uniknąć wojska, złożyłem papiery w cztery miejsca - do Szkoły Teatralnej w Warszawie, Aktorsko-Wokalnej we Wrocławiu i Studium Pedagogicznego w Opolu. A w trakcie egzaminów na te uczelnie pojechałem na eliminacje do Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze". Pani Mira Zimińska-Sygietyńska (96 l.) obiecała mi, że jeśli nie dostanę się na jakieś studia i przez wakacje utyję 10 kg (byłem wtedy bardzo chudy), to zatrudni mnie w zespole. Ale Szkoła Teatralna przyjęła mnie od razu. Wysłałem pani Mirze kwiaty oraz telegram. I zacząłem dalej uczyć się aktorstwa. A przez to bardzo szybko wszedłem w życie dorosłych, i nie mówię tu o używkach, ale o pracy wśród dorosłych. Ale szybka kariera miała swoją cenę. Straciłem bezpowrotnie szalony czas młodości. Nie żałuję tego jednak. Wtedy takich karier jak moja nie było wiele...
Uważano mnie za wszechstronnego... Do dzisiaj niektórzy dziwią się, że umiem znaleźć się w tylu dziedzinach artystycznych. Ale w pewnym momencie kariery musiałem wybrać. I tak zrobiłem oddając się temu bez reszty.