Nie dość, że wredna pani doktor z przychodni zdrowia nie dała mu upragnionego zwolnienia lekarskiego, to jeszcze podstępnie zwaliła mu na głowę policjantów.
Owszem, gdy w południe przekraczał progi przychodni przy ul. Łabędziej w Lublinie miał już trochę w czubie, ale tylko jedno jedyne życzenie.
- Zwolnienie bardzo by się przydało, kierowniczko - wybełkotał, ładując się do gabinetu lekarskiego. Gdy dowiedział się, że ma przyjść, jak wytrzeźwieje, oburzony wybiegł z przychodni. Wrócił niebawem.
- Zwolnienie ma być za dwie godziny, inaczej zrobię tu porządek - zażądał i dla wzmocnienia swych słów położył na ladzie rejestracji dowód osobisty i pistolet, zapalniczkę Wpadł, gdy przyszedł po upragnione L4. Jak wytrzeźwieje, będzie się tłumaczył przed policjantami.
Z pistoletem - zapalniczką przyszedł po zwolnienie
2009-11-29
16:19
Nie ma dwóch zdań grono Polaków niezadowolonych z działań służby zdrowia powiększy się niezawodnie o Krzysztofa W. (52 l.) z Lublina.