Co mieszanka rodzicielstwa i polityki robi z człowiekiem?! "Super Express" podpatrzył ostatnio posła Ludwika Dorna (54 l.), jak zaraz po wyjściu z Sejmu popędził do sklepu monopolowego, by kupić sobie setkę wódki. Czyżby były marszałek w ten sposób odreagowywał stres po ciężkiej pracy i... przed wymagającym odpowiedzialności wieczorem z maleńką córeczką Rozalką (5 mies.)?
Środa, godzina 17.30. Z gmachu przy ul. Wiejskiej wychodzi Ludwik Dorn. Ubrany w szary płaszcz, z parasolem w ręku zatrzymuje się najpierw przy straganie z warzywami. Tam kupuje słonecznika. Jego dłubanie, jak wiadomo, uspokaja i pozwala ograniczyć liczbę wypalanych papierosów. Wygląda jednak na to, że słonecznik nie wystarczy, by ukoić skołatane nerwy byłego marszałka. Poseł rusza więc w kierunku placu Na Rozdrożu. Chwilę przechadza się wąskimi alejkami w parku, ale spacer - widać - też nie daje rezultatów.
Dorn sprawia wręcz wrażenie coraz bardziej poirytowanego. Nagle zawraca ku pobliskiemu przejściu podziemnemu. Szybkim krokiem zmierza do małego sklepiku o wdzięcznie brzmiącej nazwie "Planet Alkoholi". Tam przystaje.
W monopolowym Dorn kupuje malutką buteleczkę brandy. Chowa ją do kieszeni i maszeruje dalej. Po chwili znika za drzwiami swojego biura poselskiego przy ul. Koszykowej.
Jak udało nam się dowiedzieć w sklepie z wódeczką, Dorn jest stałym bywalcem. Zwykle wybiera markowe, gatunkowe alkohole w małych ilościach. Zakupy robi najczęściej podczas trwającego kilka dni sejmowego posiedzenia. Ale po co mu to?
Według Jacka Kurskiego (42 l.) z PiS, poseł Dorn po porażce wyborczej nie może dojść do siebie. - W którąkolwiek stronę świata patrzy, to zawsze ma jakiś problem - wyjaśniał kryzys swojego partyjnego kolegi w Radiu Zet. - Dorn ma jakieś kłopoty z osobowością - dodawał. Cóż, jeśli te kłopoty Żelazny Ludwik rozwiązuje za pomocą alkoholu, to może się dla niego - i dla jego wyborców - bardzo źle skończyć.