Pani Władysława mieszkała z mężem Stanisławem C. (53 l.) w jednym z bloków na katowickim osiedlu Witosa. Jej życie było nie do pozazdroszczenia. - Nie było dnia, żeby mąż się nade mną nie znęcał - wzdycha kobieta. - Mnożyły się groźby i wyzwiska. Nikt nie mógł mnie odwiedzać - opowiada pani Władysława.
Sytuacja nie zmieniła się nawet wtedy, gdy pani Władysławie udało się uzyskać rozwód. Przekonała się o tym, gdy w jej mieszkaniu zepsuła się lampka nocna. Pomoc zaoferował Ryszard K. (51 l.), jeden z sąsiadów kobiety.
Zawiązywał buty
- Zabrał lampkę do siebie i ją naprawił. Potem przyszedł, żeby mi ją oddać - wspomina pani Władysława. - Sąsiad został na kawie. Wtedy się zaczęło. W drzwiach pojawił się mój były mąż. Zaczął nas wyzywać i grozić. Krzyczał, że nas pozabija, że ktoś z tego domu nie wyjdzie żywy - wzdryga się była żona furiata.
Ryszard K. (51 l.) postanowił pójść do domu. Kiedy jednak w przedpokoju ubierał buty, spadł na niego cios siekiery.
- Schylałem się, kiedy poczułem silny, piekący ból w plecach. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale szybko wyskoczyłem na klatkę schodową. Wtedy dopiero zobaczyłem, że ten człowiek ma w ręku siekierę. Mam szczęście, że nie trafił mnie w głowę. Mógł mnie zabić - podkreśla mężczyzna.
Pani Władysława zaczęła wzywać pomocy. - Krzyczałam ponoć tak, że było mnie słychać w całym bloku. Byłam przerażona. Nie wiedziałam, czy za chwilę nie stanie się coś strasznego - mówi kobieta.
Widok innych sąsiadów na klatce schodowej ostudził krwawe zapędy Stanisława C. - Wezwałam policję. Przyjechali bardzo szybko i zabrali tego potwora - wzdycha pani Władysława.
Teraz może odetchnąć
Stanisław C. został aresztowany na trzy miesiące. - Teraz wreszcie mogę się przestać bać. Ostatnie sześć lat to była dla mnie gehenna. Mieszkałam pod jednym dachem z potworem. Na szczęście teraz go nie ma - dodaje z ulgą kobieta.