Ile jeszcze tajemnic i trudnych do zrozumienia zdarzeń kryje katastrofa smoleńska. O najnowszej, niewyjaśnionej zagadce donosi „Nasz Dziennik”. Okazuje się, że ktoś mógł używać telefonu jednej z ofiar tragedii z 10 kwietnia.
Przeczytaj koniecznie: Leszek Deptuła: Asia! Asia! - poseł krzyczał do żony, gdy samolot rozbijał się w Smoleńsku
Prywatna komórka funkcjonariusza BOR Pawła Krajewskiego była aktywna aż do 31 mają. Dzwoniono z niej 21 kwietnia i potem prawie dwa miesiące po katastrofie. Czy telefon został skradziony zaraz po tym jak tupolew roztrzaskał się o ziemię? A jeśli tak, to kto go ukradł?
Z informacji gazety wynika, że operator ERA na podstawie billingów może potwierdzić, że dzwoniono z prywatnego telefonu Krajewskiego. Wdowa po BOR- owcu, Urszula Krajewska do tej pory nie odzyskała komórki męża. Potwierdza też, że mąż nie dzwonił do niej, ani nie wysyłał smsów podczas lotu. Kiedy próbowała się skontaktować z nim po katastrofie komórka była wyłączona.
Paweł Krajewski miał zawsze pilnować, by po wejściu na pokład samolotu wyłączyć telefon. Śledczy będą ustalali co się stało z prywatną komórka BOR- owca. „ND” przypomina, że jeszcze w czerwcu Jacek Cichocki, sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych przy Radzie Ministrów zapewniał, że wszystkie telefony komórkowe ofiar katastrofy zostały zabezpieczone jako dowody w śledztwie.
Patrz też: Hieny! Rosyjscy komandosi okradli ofiarę tragedii pod Smoleńskiem, Andrzeja Przewoźnika