Przypomnijmy: do tragicznych wydarzeń doszło 16 października 2014 roku. Agnieszka Rams wyszła z pracy i zwabiona przez męża Karola R. pojechała do domu w Gądkowie Wielkim, gdzie została zabita. Mężczyzna rzadko widywał się z żoną, ponieważ w maju 2014 uciekł razem z ich córką i utrudniał kobiecie kontakty z nią. Następnie zwłoki kobiety zostały włożone do auta przy pomocy którego został upozorowany wypadek. Na koniec 39-latek podpalił auto.
Na samym początku prokuratura badała sprawę pod kątem wypadku samochodowego, jednak sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci kobiety był najprawdopodobniej uraz czaszkowo-mózgowy. Biegły medycyny sądowej wskazał, że działanie ognia było skierowane na osobę już nieżyjącą, a podpalenie samochodu miało zatrzeć ślady.
Podejrzewany mąż został zatrzymany dopiero dwa lata po zabójstwie. W międzyczasie mężczyzna zmienił imię i nazwisko z Karol R. na Paul W. Prokuratura obaliła alibi mężczyzny, zgromadziła też obszerny materiał dowodowy i 40 świadków, którzy mają zeznawać na niekorzyść mężczyzny. Mężczyzna ma cały czas przedłużany areszt z obawy o próbę matactwa oraz ucieczki z kraju.
W trakcie poniedziałkowej rozprawy prokurator Maciej Mielcarek odczytał akt oskarżenia w którym Karol R. został oskarżony o to, że działał z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia Agnieszki Rams. Jak opowiadał: - Mężczyzna podstępnie zwabił swoją żonę do mieszkania w Gądkowie Wielkim pod pretekstem opieki nad potrąconym psem, co było nieprawdą. Następnie zadał kobiecie kilka ciosów w głowę twardym narzędziem. To spowodowało poważne urazy głowy, w tym krwawienia śródczaszkowego, co było bezpośrednią przyczyną śmierci. Następnie umieścił jej ciało w samochodzie marki fiat cinquecento i na drodze wojewódzkiej nr 139 upozorował wypadek samochodowy. Auto miało rozbić się o drzewo i zacząć palić. To mężczyzna podpalił samochód, ponieważ chciał zatrzeć ślady.
Jak podkreślił prokurator, mężczyzna miał bardzo skrupulatnie przygotowywać się do zabójstwa żony, a następnie starannie zacierać ślady. Mężczyźnie grozi do 25 lat więzienia lub dożywocie.
Oskarżony nie przyznaje się jednak do winy. Twierdzi, że ze śmiercią Agnieszki nie ma nic wspólnego i podkreśla, że nie wierzy w to, że to było zabójstwo. Jak przekonywał: - Moje ręce nie miały na sobie krwi Agnieszki, a moje oczy jej tego dnia nie widziały. Całą sprawę zmanipulowała telewizja i nie wierzę w to, że było zabójstwo. Znając Agnieszkę w tych ostatnich miesiącach mógł to być wypadek. Również prokuratura dopuściła się matactwa w mojej sprawie. Nie przyznaję się do zabójstwa Agnieszki.