Szokujące jest to, że pieniądze pochodzą z kasy bankrutującego szpitala, który musi ratować się przed upadkiem, oszczędzając nawet na lekach dla chorych i pensjach dla personelu.
Chociaż udzielanie sakramentów chorym jest bardzo ważnym elementem posługi kapłańskiej,to nie wszyscy duchowni są w stanie wykonywać swoje obowiązki całkiem bezinteresownie.
Ksiądz na 3/4 etatu
Ksiądz Olszewski formalnie jest zatrudniony w szpitalu na 3/4 etatu. Wcześniej, zanim przeszedł na emeryturę, miał modlić się za chorych w pełnym wymiarze godzin. W praktyce jednak, jak podkreślają chorzy i dyrektor szpitala, ksiądz nie jest zbyt częstym gościem na szpitalnych oddziałach. - Umowę o pracę z księdzem dostałem w spadku po byłym dyrektorze, który doprowadził szpital do ruiny - mówi Witold Barszcz (54 l.), obecny szef pabianickiej placówki. - Płacimy mu za odprawianie mszy w naszej kaplicy, spowiadanie i odwiedzanie chorych - wylicza dyrektor. I od razu dodaje: - Przyznam, że trochę mnie to dziwi, bo po pierwsze, duchowny takie rzeczy powinien robić za darmo, a po drugie, księdza Olszewskiego to chyba ani razu nie widziałem u nas w szpitalu. Zwykle przysyła na zastępstwo wikarego ze swojej parafii - przyznaje Witold Barszcz.
Zatrudnili, niech płacą
A że 3000 złotych pensji dla prałata Olszewskiego to olbrzymie obciążenie dla szpitalnej kasy, wiedzą dosłownie wszyscy. Placówka po uszy tonie w długach, cały czas grozi jej zamknięcie, bo wierzyciele domagają się zwrotu 100 milionów złotych. Konta szpitala zajął już komornik. Nie ma pieniędzy na leki i co najgorsze - wstrzymano przyjęcia pacjentów. - W kwietniu nie zapłaciłem pracownikom pensji - wyznaje zafrasowany Witold Barszcz. Dyrektor nawet szykował się do ewakuacji pacjentów i likwidacji szpitala, ale w ostatniej chwili pożar, przynajmniej na chwilę, ugasiła minister zdrowia Ewa Kopacz (52 l.), która w poniedziałek negocjowała z wierzycielami.
- Tyle się mówi o problemach naszego szpitala. Ksiądz mógłby darować sobie te pieniądze - załamuje ręce Kazimierz Żurawski (62 l.), pacjent oddziału wewnętrznego.
Sam ksiądz Olszewski ani myśli o zrezygnowaniu z ciepłej posadki. - Jak mnie zatrudnili, to niech płacą - mówi niewzruszony problemami szpitala. Nikt z kurii łódzkiej nie chciał komentować tej sprawy.