"Super Express": - Komisja Europejska w swoim najnowszym raporcie twierdzi, że w Polsce nastąpi recesja, ale będzie ona najmniejsza ze wszystkich krajów naszego regionu. Polski rząd zaprzecza: recesji w ogóle nie będzie. Kto ma rację?
Stanisław Gomułka: - Obie prognozy łączy jedno - szybko się zmieniają. Jeszcze niedawno prognozy KE były całkiem inne.
- Dlaczego? - Taka jest specyfika początkowego etapu kryzysu. W miarę napływu danych - a mieliśmy dane dość pesymistyczne - instytucje dokonujące prognoz natychmiast je uwzględniają i prognoza jest pesymistyczna.
- A nad sunącą nisko jedną czarną chmurą może się ciągnąć dywan chmur szarych, a nawet przetkanych bielą...
- Te chmury - te dane - ciągle płyną. Zresztą nie przeceniałbym różnicy w prognozach między Komisją Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym z jednej strony a polskim rządem z drugiej. Rząd RP teraz też dokonuje zmiany swojej oceny.
- Wzrost PKB miał wynieść 1,7 proc.
- Sam pan widzi, teraz już jest mowa o wzroście pomiędzy 0 a 1 proc.
- Komu wierzyć: głosom płynącym z Brukseli i Waszyngtonu czy Warszawie?
- Zamiast zastanawiać się, komu wierzyć, lepiej na spokojnie przyjrzeć się tym prognozom i zauważyć, że różnice występujące między nimi są niewielkie. Komisja Europejska i MFW prognozują mały spadek PKB, a polski rząd - mały jego wzrost.
- Czy ważne jest to, że prognozy znad Wisły są na niewielki plus, a te spoza Polski na niewielki minus?
- Ze strony polskich władz występuje tendencja do tego, żeby przedstawić obraz nieco bardziej optymistyczny. Dlaczego? Gdyż to zachęca inwestorów i konsumentów do podejmowania decyzji, które zmniejszają skalę recesji. Dlatego rząd woli wypatrywać jaśniejszych połaci chmur, o których pan wspominał, niż widzieć, gdzie te chmury realnie się znajdują. Komisja Europejska, MFW i banki w swoich prognozach nie kierują się czynnikami politycznymi - dla nich prognozy nie stanowią instrumentu wspierającego nastroje podtrzymujące dobre wyniki gospodarcze.
- KE twierdzi, że lepiej "wróży z chmur" niż polski rząd...
- Komisja nie ma więcej informacji o tym, co się dzieje w naszym kraju niż polski rząd. Natomiast ma więcej informacji o sytuacji w innych krajach. Z samych Niemiec - z ich ministerstwa gospodarki - płynęła niedawno dość pesymistyczna prognoza spadku PKB o 6 proc. Prognozy - rządowe i nierządowe - dotyczące innych krajów mogą napływać do Brukseli szybciej niż do Warszawy i mogą być tam brane pod uwagę w sposób bardziej kompleksowy niż to ma miejsce w Warszawie.
- Jaka jest pana ocena sytuacji?
- Moje przypuszczenia nie są oparte na rozbudowanym modelu - jest to raczej kwestia intuicji. Ona mi podpowiada, że rzeczywiście w tym roku nie musi dojść do spadku PKB, ale jeżeli dojdzie do jego wzrostu - będzie on niewielki. Słowem, jesteśmy gdzieś w obszarze pomiędzy minus 1 a plus 1 proc. To sytuacja, w której trzeba się spodziewać znacznego wzrostu bezrobocia i to w okresie 2-3 lat.
- W jakim tempie?
- 2-3 punktów procentowych rocznie, czyli ok. 300 tys. rocznie.
- Inne konsekwencje?
- Należy oczekiwać znacznego wzrostu deficytu sektora finansów publicznych i wzrostu długu publicznego.
- Rząd prowadził śmiałą agitację na rzecz jak najszybszego wejścia do strefy euro...
- Nie oczekuję rewolucyjnych działań antykryzysowych ani ze strony rządu, ani ze strony NBP, a zatem perspektywa wejścia do strefy euro oddala się. W tej chwili wygląda na to, że do ERM II wejdziemy w 2012 r., a do strefy euro w 2015 r.
Stanisław Gomułka
Jeden z najbardziej znanych i cenionych na świecie polskich ekonomistów, były wiceminister finansów, profesor London School of Economics