W południe Robert Michalski wracał ze stacji benzynowej, gdzie kupił paliwo do kosiarki. - Nagle poczułem, że w plecy coś mi się wbija - opowiada mężczyzna.
Zobacz też: Zemsta dzikich kaczek. Myśliwy utonął, po tym jak ustrzelił kilka ptaków
- Machałem rękoma, zrzuciłem jakiś ciężar na ziemię - dodaje. Odwrócił się. Zobaczył... jastrzębia. - Musiałem się bronić, bo ptak rzucił się na mnie. Atakował dziobem i szponami - dodaje. Mężczyzna krążył wokół jastrzębia, używał swojej najmocniejszej broni - ciosów kung-fu. - Trenuję od 25 lat. Wyprowadzałem uderzenia nogami. Nawet but mi przez to zleciał - opisuje. I zwyciężył, nawet na bosaka! Ptaszysko odleciało, ale pan Robert musiał szukać pomocy w szpitalu. W karcie informacyjnej lekarz opisał okoliczności powstania obrażeń: "Zaatakowany na ulicy od tyłu przez jastrzębia".
Czytaj również: Warszawa: Ekopatrol złapał ptaka z Azji
Okazało się, że latający napastnik należy do Marcina Szymczaka, który w Mosinie prowadzi hodowlę jastrzębi. - Ptak był zdezorientowany i przez pomyłkę zamiast przylecieć do mnie, poleciał do tego pana - tłumaczy właściciel jastrzębia. Policjanci wysłuchali jego wyjaśnień i ukarali mandatem za niedopilnowanie ptaka.
Wiadomości se.pl na Facebooku