Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", chodzi o rosomaki, które miały zwiększyć bezpieczeństwo żołnierzy na patrolach. Problem w tym, że według prokuratorów transportery zamiast pomagać, mogły narażać załogę na obrażenia i to poważne. Źle osadzenie obrotowe wieżyczki mogły podczas jazdy po nierównościach poucinać palce.
Śledczy twierdzą również, że wadę wykryto jeszcze przed transportem pojazdów do Czadu. Negatywną ekspertyzę wystawili eksperci z Wojskowego Instytutu Techniki Pancernej i Samochodowej w Sulejówku. Pomimo tego transportery poleciały na misję.
Teraz, jak twierdzi "GW", wojskowi prokuratorzy badają, czy nie doszło do przekroczenia uprawnień przy zakupie i wysłaniu rosomaków. Uprawnienia miałby przekroczyć Skrzypczak, bo jako dowódca wojsk lądowych podjął decyzję, że transportery - mimo negatywnej oceny ekspertów - mają jechać do Czadu.
Co na to sam generał Skrzypczak? Twierdzi, że o wadach nic nie wiedział, a cała sprawa to dalszy ciąg nagonki na jego osobę.
Zaatakują Skrzypczaka rosomakami?
Odszedł z armii po konflikcie i ostrej krytyce Ministerstwa Obrony Narodowej - czy teraz usłyszy prokuratorskie zarzuty? Według śledczych, generał Waldemar Skrzypczak, wysłał do Czadu transportery niebezpieczne dla żołnierzy.