Łukasz wie, jak okrutną rzecz zrobił. Piętno ojcobójcy będzie nosił do końca życia. Bardzo tego żałuje. Feralnego wieczoru, 10 listopada 2010 roku, Julian P. wrócił do domu, w którym mieszkał z synem Łukaszem i jego rodziną. Wszczął awanturę, bo nie mógł znaleźć klucza. Wpadł w szał, ryczał, miotał przekleństwami, obudził dzieci, które przerażone wpadły w histerię. Pani Katarzyna wezwała na pomoc męża.
- Całe życie stanęło mi wtedy przed oczami. Nie chciałem, żeby ojciec traktował moją żonę i dzieci tak jak nas, gdy byliśmy młodzi - opowiada Łukasz P., tuląc do siebie starszego synka Krystianka (6 l.). - Zostaw ich, wyjdź na podwórko - prosił spokojnie. Ale ojciec aż kipiał wściekłością. Doszło do bójki. Łukasz zaczął bić i kopać Juliana P. Odszedł, gdy mężczyzna upadł na trawę.
- Nie chciał pomocy, kazał nam wszystkim sp... lać - opowiada Katarzyna. Mimo to wezwała karetkę, ale Julian P. umarł przed jej przyjazdem. Łukasz P. trafił do aresztu.
Właśnie zakończył się jego proces. Za chłopakiem ujęli się mieszkańcy wsi i nauczyciele ze szkoły, do której chodził. Na jego korzyść zeznawał lekarz z miejscowego ośrodka zdrowia. - Mama Łukasza często przychodziła pobita, poraniona szkłem. Kiedyś przyprowadziła syna. Był cały pobity. Widziałem też stare blizny - opisywał podczas procesu.
Sąd wziął to pod uwagę. Skazał Łukasza P. na 5 lat więzienia i zwolnił go z aresztu ze względu na sytuację rodzinną. - Sam pokrzywdzony przyczynił się do takiej sytuacji. Przez lata maltretował rodzinę. Bił swoje dzieci. Przez niego w wieku 5 lat córka próbowała popełnić samobójstwo - mówiła sędzia Anna Folwarczna, uzasadniając decyzję o nadzwyczajnym złagodzeniu kary.