Dariusz był alkoholikiem. Od lat zmagał się z nałogiem. Wreszcie postanowił, że już nigdy więcej nie weźmie do ust nawet kieliszka wódki. Ale wtedy chyba sam szatan postawił na jego drodze Zbigniewa M.
Przeczytaj koniecznie: Węgrów, krwawy finał miłosnego trójkąta: Pobili się o kochankę
Panowie dobrze się znali, a wcześniej często upijali się razem do nieprzytomności. Zaproszony na kolejną libację Dariusz Matczak oświadczył jednak przyjacielowi, że ostatecznie kończy z wyniszczającym go nałogiem. Nieporuszony tym wyznaniem kumpel zaczął wyśmiewać Dariusza. Myślał, że w ten sposób nakłoni go do picia wódki. Kiedy to nie skutkowało, zaczął go szantażować.
- No co ty, ze mną nie wypijesz? Tylko donosiciele nie piją - rzucił przez zaciśnięte ze złości zęby.
Potem Zbigniew M. sam duszkiem wychylił szklankę wódki i podsunął butelkę pod usta Darka. Kolejna odmowa doprowadziła go do szału. W amoku chwycił za nóż i z nadludzką siłą wbił go w nogę przyjaciela. - Pij albo zdechniesz jak pies - w jego głosie brzmiało szaleństwo.
Patrz też: Bydgoszcz: Zadźgała Monikę, a powinna siedzieć za kratami!
Wystraszony Darek Matczak jedną ręką zaczął tamować krew z rany, a drugą przerażony opróżnił flaszkę. Po chwili osunął się na podłogę.
- Jesteś cienki Bolek! - krzyknął z pogardą Zbigniew M. i zabrał się do następnej butelki. Za nic miał jęki wykrwawiającego się na jego oczach przyjaciela. - I teraz sam muszę pić - tyle tylko miał do powiedzenia, kiedy Darek Matczak stracił przytomność i po chwili zmarł.
Straszna zbrodnia wyszła na jaw dopiero po trzech dniach, kiedy Zbigniewowi M. zabrakło wódki i pieniędzy. Wystraszony pobiegł do swojej mamy poradzić się, co robić. Kobieta na szczęście wezwała policję. Teraz mordercy grozi dożywocie. Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu.
- Ten bydlak powinien wisieć na suchej gałęzi za to, co zrobił Darkowi - mówi nam najbliższa krewna Darka Matczaka, pochylając się nad zmasakrowanym ciałem leżącym w trumnie.