Choć nie był jego ojcem, otoczył go prawdziwą ojcowską miłością. Feliks Osmulski (60 l.) z Łodzi wychowywał Adama O. (41 l.), syna swojego rodzonego brata, od najmłodszych lat. Za swoją miłość zapłacił jednak życiem. Kiedy Adam odkrył, że pan Feliks nie jest jego prawdziwym ojcem, nie był w stanie wybaczyć mężczyźnie, że ten tak długo ukrywał przed nim prawdę. Rozszalały z wściekłości zatłukł swojego dobroczyńcę kuchennym taboretem.
Adam zamieszkał u wujka, gdy miał roczek. - Życie tak się potoczyło, że mój rodzony brat związał się z moją żoną, a matką Adama - opowiada Roman Osmulski (64 l.), biologiczny ojciec Adama O. - Ja wyprowadziłem się z domu. Obowiązki ojca przejął Feliks. Był bardzo kochającym tatą - przyznaje mężczyzna.
30 lat temu zmarła matka Adama. 11-letni wówczas chłopiec został sam z wujkiem. Feliks dwoił się i troił, by Adasiowi niczego nie brakowało. Otoczony ciepłem i miłością chłopak dorastał nawet nie przypuszczając, że ukochany "tata" nie jest tak naprawdę jego ojcem. Prawda wyszła na jaw dopiero niedawno.
Adam, gdy tylko dowiedział się, że wychowywał go wujek, zmienił się nie do poznania. Stał się oschły, nie żałował przykrych słów pod adresem pana Feliksa. Z czasem w jego głowie zrodził się plan zemsty za złudzenia, którymi był karmiony od dzieciństwa. Postanowił wujka zgładzić.
W nocy złapał za kuchenny taboret i zakradł się do sypialni wujka. Zaczął nim bezlitośnie okładać przerażonego mężczyznę po całym ciele. Nieprzytomny pan Feliks osunął się bezwładnie na zakrwawioną podłogę. Ale jego kat na tym nie poprzestał. Żeby mieć pewność, że mężczyzna nie przeżyje, poszedł jeszcze do kuchni po nóż. Wybrał taki z najdłuższym ostrzem. Kilka razy wbił je w klatkę piersiową wujka. Po wszystkim sypialnia pana Feliksa przypominała przerażające pobojowisko. Cały pokój pokrywała krzepnąca powoli krew zamordowanego.
Adam O. liczył, że uda mu się uciec przed odpowiedzialnością za tę potworną zbrodnię. Długo ukrywał się przed policjantami. Na szczęście wpadł w ich ręce. Za bestialskie zamordowanie swojego dobroczyńcy grozi mu dożywocie.