Marta i Kuba poznali się cztery lata temu. Od razu poczuli, że to może być miłość na resztę życia. Po dwóch latach znajomości zdecydowali się pobrać i założyć prawdziwą rodzinę. Zamieszkali w Tułowicach, niedaleko Magnuszowic (woj. opolskie), rodzinnej miejscowości Marty. Bajkowe życie młodych małżonków nie trwało jednak długo...
Kilka dni temu około godziny 21.30 Marta i Kuba wracali ze stacji benzynowej, na której oboje pracowali. Młodzi ludzie tę trasę codziennie pokonywali na rowerach.
Przeczytaj koniecznie: Chełm: Spowodowała wypadek mając 2,8 promila
Małżeństwo było już kilkaset metrów od domu, gdy przy wjeździe do Tułowic z ogromną prędkością wjechał w nich dostawczy fiat. Siła uderzenia była tak duża, że ciała młodych ludzi i części roztrzaskanych rowerów rozrzucone zostały w promieniu kilkudziesięciu metrów. Jak się później okazało, ślady hamowania miały ponad 70 metrów, to znaczy, że samochód mógł pędzić 100-130 km/h. Ale kierujący busem męż-czyzna ani myślał zatrzymać się i pomóc ciężko rannym ludziom. Pirat uciekł z miejsca wypadku, a zanim do konającego małżeństwa dotarła karetka pogotowia - na ratunek było za późno. Marta i Kuba byli ze sobą do końca, tak jak obiecali sobie w małżeńskiej przysiędze...
Po kilkudziesięciu minutach od tragedii, gdy na miejscu wypadku pracowała grupa śledczych, zgłosił się 21-letni mężczyzna, który oświadczył, że to on kierował samochodem. Szybko wyszło na jaw, że to nie on jest sprawcą wypadku, a Mariusz Ł. (32 l.), właściciel fiata ducato. Mężczyzna najprawdopodobniej poprosił wcześniej 21-latka, by wziął winę na siebie.
- Mariusz Ł. został zatrzymany. Przyznał się do winy, ale odmówił składania wyjaśnień -mówi Lidia Sieradzka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu. Mężczyźnie grozi do 12 lat więzienia. - Będzie musiał żyć z wyrzutami sumienia. Myślę, że to najgorsza kara, jaka go spotka - mówi ojciec Marty.