Paweł Z., zanim opętała go niepojęta żądza mordu, miał opinię dobrego męża i ojca oraz rzetelnego pracownika miejscowej elektrowni. Nic nie zapowiadało masakry, do której doszło w mieszkaniu przy ul. Partyzantów w Ostrołęce.
Zbliżała się godzina 15, kiedy Paweł Z. wrócił do domu. Był poirytowany i już od drzwi ostrymi słowami zaatakował swoją żonę Annę. Między małżonkami doszło do sprzeczki, choć zwykle żyli zgodnie i z ich mieszkania nie dochodziły odgłosy kłótni.
Tym razem było inaczej. W pewnej chwili rozwścieczony mężczyzna chwycił za nóż i rzucił się na żonę. Raz za razem ostre ostrze zagłębiało się w ciele niespodziewającej się ataku, przerażonej kobiety. Nie miała szans na obronę i chwilę potem padła martwa w kałuży krwi.
Wtedy jej mąż morderca wyszedł z mieszkania i poszedł do sklepu. Z zakupioną wódką przyłączył się do znajomych siedzących na ławeczce przed blokiem. Po wypiciu wybełkotał do zszokowanych kompanów: - Przed chwilą zabiłem swoją żonę!
Koledzy zareagowali błyskawicznie i już dwie godziny po dokonaniu bestialskiego czynu bandyta był w rękach policji. W chwili zatrzymania miał blisko 3 promile.
Rodzice zamordowanej Anny są w ciężkim szoku. Nie rozumieją bestialskiego zachowania zięcia.
- Ania miała wymarzoną pracę w banku i dobrze zarabiała. Może o to zięć był zazdrosny?! - zastanawia się Barbara Szczęsnowicz (54 l.), matka zamordowanej.
- On nie działał wtedy sam, ale diabeł w nim siedział - dodaje pan Franciszek (54 l.), ojciec Anny.
Przyczynę zbrodni bada prokuratura. Na szczęście Klaudii, 11-letniej córki zmasakrowanej kobiety, w chwili zbrodni nie było w mieszkaniu. Niech Bóg czuwa nad losem tak brutalnie osieroconego dziecka!