Zabiłam go, bo chciał mnie zgwałcić

2009-01-14 4:00

- Nie chciałam go zabić. Ja się tylko bałam, że on mi coś zrobi... - szlocha Marzena K. (21 l.) z podkrakowskiej Poręba Żegoty (woj. małopolskie). Broniąc się przed agresywnymi zalotami swojego znajomego, dziewczyna chwyciła za kołek i zdzieliła nim Adama T. (48 l.) w głowę. Uderzenie było tak potężne, że pogruchotało mężczyźnie czaszkę.

Marzena nie siedzi w areszcie, bo sąd uznał, że to była obrona konieczna. Że dziewczyna zabiła, ratując własne zagrożone życie.

- Znaliśmy się kilka lat, zawsze był taki miły i spokojny. Nie wiem, co mu się wtedy stało - Marzena K. nie potrafi powstrzymać łez.

Z Adamem spotkała się na parkingu leśnym w pobliżu zalewu Skowronek w Alwerni. Nagle, ku jej zaskoczeniu, łagodny do tej pory Adam stał się agresywny. Jakby diabeł w niego wstąpił!

- Nie znałam go od tej strony. Zaczął się do mnie dobierać! - opowiada dziewczyna. Choć stanowczo protestowała, Adam T. nie reagował.

- Bałam się, że może mi coś zrobić. Znalazłam jakiś kołek i go nim uderzyłam, by mi dał spokój - kontynuuje Marzena K.

Choć jest niska i drobna, uderzenie było tak potężne, że pogruchotało mężczyźnie czaszkę. - Chciałam mu pomóc, usiłowałam reanimować, ale wszystko na nic - płacze dziewczyna.

Obrażenia głowy okazały się śmiertelne. Marzena K. zaalarmowała policję. Od prokuratora usłyszała zarzut zabójstwa. Grozi jej nawet dożywocie. Z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie trafiła do Sądu Rejonowego w Chrzanowie, ale ten, uznając, że to była obrona konieczna, wypuścił Marzenę K. na wolność.

Mimo to prokuratura nie odpuszcza i chce odwołać się w tej sprawie do Sądu Okręgowego w Krakowie.

- Co teraz ze mną będzie? - zadręcza się zabójczyni.

- Gdzie tu sprawiedliwość?! - Stefania T. (75 l.), matka Adama, jest oburzona, że sąd puścił Marzenę wolno. Kobieta nie wierzy w to, że jej syn był agresywny. Opowiada, że Adam był rencistą, cierpiącym na padaczkę. Za całe nieszczęście wini dziewczynę młodszą o ponad 20 lat. Ta znajomość nigdy nie podobała się Stefanii T. Instynktownie czuła, że z tego może być jakieś nieszczęście. Opowiada, że Marzena przyszła kiedyś do nich pijana. Podejrzewa, że w chwili tragedii dziewczyna mogła czymś być odurzona.

- Mógł biedak sobie jeszcze pożyć, ale ta zła kobieta pozbawiła go życia - ubolewa matka.

- Bardzo żałuję tego, co się stało. Ale ja naprawdę byłam przerażona... - tłumaczy się zdruzgotana Marzena K.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki