Łódź: Zabiłam Mariusza bo nocami smażył wątróbki

2010-11-06 16:00

Mariusz Stępień (+35 l.) z Łodzi uwielbiał smażoną wątróbkę. Tak bardzo, że potrafił przyrządzać ją nawet w środku nocy. Jej zapach, który długo unosił się w mieszkaniu, drażnił jednak jego życiową partnerkę Agnieszkę K. (35 l.).

Z tego powodu często dochodziło między nimi do awantur. Podczas ostatniej kobieta chwyciła za nóż i jednym uderzeniem tuż obok serca zabiła kochanka. Morderczyni stanęła właśnie przed łódzkim sądem.

Mariusz i Agnieszka K. parą byli półtora roku. Początkowo między nimi wszystko świetnie się układało. On zarabiał, ona zajmowała się domem. Wszystko się zmieniło, gdy mężczyzna stracił pracę. - Zaczęliśmy się kłócić prawie o wszystko, choć bywały też dobre momenty - opowiada roztrzęsiona morderczyni. - Tych złych jednak było zdecydowanie więcej. O co było najwięcej awantur? O wątróbkę. On potrafił wstać o 3 w nocy, żeby ją smażyć. Nie mogłam tego wytrzymać. Jak można o tej porze pichcić wątróbkę? Lubię ją zjeść, ale w nocy jej zapach był nie do zniesienia. W końcu straciłam cierpliwość - dodaje.

Pan Mariusz siedział wtedy na wersalce i krzyczał. Krzyczała też Agnieszka K. W pewnej chwili poszła do kuchni po nóż. - Zamierzałam go tylko nastraszyć. Chciałam, żeby się uspokoił - mówi.- Nie wiem, jak to się stało, że go uderzyłam. To był moment. Odruch.

Zadała tylko jeden cios. W lewe płuco. - Mariusz wtedy do mnie powiedział: "No i co najlepszego zrobiłaś" - Agnieszka K. płacze, gdy o tym opowiada. - Strasznie krwawił. Mówiłam mu, żeby pokazał mi ranę, ale nie chciał. Widać było, że robi się coraz słabszy. Po trzech, czterech minutach stracił przytomność. Potem zrobił się siny na twarzy.

Jeden z sąsiadów wezwał pogotowie. Gdy karetka dotarła na miejsce, lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon.

- Nie wiem, co mnie wtedy poniosło. Nie chciałam go zabić. Bardzo żałuję tego, co się stało - załamuje ręce zabójczyni. Te słowa jednak życia Mariuszowi nie wrócą.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki