Adam Z. odprowadzał swoją koleżankę po firmowej imprezie na przystanek. Był listopad, środek nocy, oboje byli bardzo pijani. Gdy dotarli nad Wartę, doszło do szarpaniny, Ewa Tylman znalazła się w wodzie. Jej ciało wydobyto z rzeki dopiero 7 miesięcy później.
Zdaniem prokuratorów, którzy dokładnie rok pracowali nad aktem oskarżenia, to Adam Z. stoi za śmiercią młodej kobiety. Według nich Ewa Tylman już w okolicy mostu Rocha przestraszyła się seksualnego pobudzenia swojego kolegi i dlatego zaczęła przed nim uciekać, a ten - gdy ją dogonił - zepchnął kobietę ze skarpy, by potem nieprzytomną, ale wciąż żywą wrzucić do rzeki.
Policjanci, którzy w drugim dniu procesu opowiadali o tym, jak w czasie jednego z konwojów Adam Z. miał przyznać się im do morderstwa, przedstawili jednak zupełnie inny motyw.
Przekonywali, że Adam Z. opowiedział im, jak pokłócił się z koleżanką o to, którą drogą wracać do domu.- Ewa mu się wyrywała. Mówił, że ona chciała iść w odwrotną stronę niż on - zeznawał policjant Rafał B. (45 l.).
Nie jest więc pewne, dlaczego zginęła Ewa. Ale sąd musi odpowiedzieć na najważniejsze pytanie - jak zginęła. Oskarżony o morderstwo Adam Z. utrzymuje, że jest niewinny. Twierdzi, że policjanci wymusili na nim zeznania.
Zobacz także: OKRUTNE wyznanie pedofila-zabójcy: mała prosiła, by jej nie zabijać