Do tej tragedii doszło w 2011 roku w małej miejscowości Ostrówki pod Chodzieżą. Jak podaje "Wyborcza.pl", Barbara K. żyła samotnie i bała się, że kiedy nie będzie już radzić sobie sama, zostanie bez opieki. Dlatego ustaliła, że swojemu bratu odda oszczędności, a ten wzamian za pieniądze aż do jej śmierci będzie ją utrzymywał. Problemy się zaczęły, kiedy pieniądze się skończyły...
Zobacz: Chciała zabić brata, bo chrapał!
Kiedy kobieta poprosiła brata, by ten zagwarantował jej na piśmie, że jej nie wyrzuci, Janusz M. nie chciał jej podpisać. Barbara K. była zdecydowana i umówiła się już z notariuszem, ale wtedy nagle zniknęła. Wydawać by się mogło, że to już koniec historii. A jednak na jaw wyszły nagrania z podsłuchu, na których brat mówi o siostrze: "Ona już nie wróci". Innym razem zwraca się do żony: "Nikt nie wie. I koniec."
- To proces poszlakowy. Nie ma bezpośredniego dowodu zbrodni. A przede wszystkim nie ma ciała - mówił na rozprawie w środę prokurator Łukasz Biela, który oskarżył Janusza M. o zabicie siostry w procesie poszlakowym.
Zobacz też: Zabił ją, bo chodziła na dyskoteki
Jak opisuje "Wyborcza.pl", Janusz M. po zabiciu siostry, spalił ciało w metalowej beczce razem z torebką siostry i jej bagażem podróżnym. Prochy rozsypał w Noteci. Ślady pomagała mu zacierać jego żona - zmywała krew z podłogi. Kobieta broniła się w sądzie, podając za powód jej uzależnienie od alkoholu. Tłumaczyła, że była podatna na sugestie śledczych i dlatego przyznała się do winy. Sąd, mimo jej zapewnień, nie dał wiary kobiecie i skazał ją na półtora roku więzienia w zawieszeniu.
Prokuratoe Łukasz Biela: "Czuję satysfakcję"
- Czuję satysfakcję, bo był to bardzo trudny proces, wymagał zwrócenia uwagi na najdrobniejsze szczegóły, co sąd zrobił. Także wymiar kary uważam za sprawiedliwy - mówił po wyroku prokurator Łukasz Biela.