Tragedia wydarzyła się w miniony czwartek w Rogoźnie nieopodal Łęcznej na Lubelszczyźnie. Karol K. i jego kumpel Jarosław P. (+25) wracali do rodzinnej wsi z imprezy. Pijanemu kierowcy nie przyszło do głowy, żeby zostawić samochód. Widać był przekonany, że po ciemku (dochodziła 22.00) i przy niewielkim ruchu na drodze jakoś przemknie się do domu. Niestety, jechał po kozacku. Cisnął gaz do oporu, a chociaż droga była prosta jak strzelił, jego seat złapał kołami prawe pobocze i po chwili z ogromną siłą uderzył bokiem w przydrożne drzewo.
Karol K. miał wiele szczęścia, że wyszedł z wypadku z niegroźnymi obrażeniami - miał zgruchotane kości obręczy barkowej, poza tym był poobijany. Z wozu wysiadł o własnych siłach. I wtedy uświadomił sobie, że prowadząc auto po pijanemu, zabił człowieka. Niewiele myśląc, zadzwonił do matki.
Kiedy na miejscu pojawili się policjanci, Anna K. (49 l.) już tam była. Wraz z synem przekonywała mundurowych, że to ona kierowała seatem. - Wątpliwości policjantów wzbudziło to, że nie miała na ciele najmniejszych obrażeń, a sama wyglądała tak, jakby ktoś nagle wyciągnął ją w nocy z domu - opowiada znający sprawę policjant z KPP Łęczna.
Na razie kobieta ma status świadka. Może się to zmienić po przesłuchaniu Karola K., którego w szpitalu pilnują policjanci. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku w stanie nietrzeźwości (1,3 promila alkoholu we krwi) grozi mu 12 lat więzienia.
ZOBACZ TAKŻE: Wypadek na Mazowszu. Masakra przez gapiostwo