Zabił kolegę, winę zrzucił na matkę

2018-02-13 4:59

Gnał jak szalony, choć w ogóle nie powinien usiąść za kierownicą, bo w jego organizmie buzował alkohol. A kiedy auto wypadło z drogi i uderzyło w drzewo, Karol K. (22 l.) nawet nie spojrzał na zmasakrowane ciało kolegi. Interesował go wyłącznie jego własny los. Zadzwonił po mamusię, żeby go ratowała, biorąc na siebie winę za śmiertelny wypadek.

Tragedia wydarzyła się w miniony czwartek w Rogoźnie nieopodal Łęcznej na Lubelszczyźnie. Karol K. i jego kumpel Jarosław P. (+25) wracali do rodzinnej wsi z imprezy. Pijanemu kierowcy nie przyszło do głowy, żeby zostawić samochód. Widać był przekonany, że po ciemku (dochodziła 22.00) i przy niewielkim ruchu na drodze jakoś przemknie się do domu. Niestety, jechał po kozacku. Cisnął gaz do oporu, a chociaż droga była prosta jak strzelił, jego seat złapał kołami prawe pobocze i po chwili z ogromną siłą uderzył bokiem w przydrożne drzewo.

Karol K. miał wiele szczęścia, że wyszedł z wypadku z niegroźnymi obrażeniami - miał zgruchotane kości obręczy barkowej, poza tym był poobijany. Z wozu wysiadł o własnych siłach. I wtedy uświadomił sobie, że prowadząc auto po pijanemu, zabił człowieka. Niewiele myśląc, zadzwonił do matki.

Kiedy na miejscu pojawili się policjanci, Anna K. (49 l.) już tam była. Wraz z synem przekonywała mundurowych, że to ona kierowała seatem. - Wątpliwości policjantów wzbudziło to, że nie miała na ciele najmniejszych obrażeń, a sama wyglądała tak, jakby ktoś nagle wyciągnął ją w nocy z domu - opowiada znający sprawę policjant z KPP Łęczna.

Na razie kobieta ma status świadka. Może się to zmienić po przesłuchaniu Karola K., którego w szpitalu pilnują policjanci. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku w stanie nietrzeźwości (1,3 promila alkoholu we krwi) grozi mu 12 lat więzienia.

ZOBACZ TAKŻE: Wypadek na Mazowszu. Masakra przez gapiostwo

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki