Choć dzieliła ich spora różnica wieku byli dobrymi kolegami. Znali się od dawna.
- Ale ostatnio nasze relacje się pogorszyły – opowiadał w trakcie procesu Józef K.. - Zaczęliśmy się często sprzeczać, a te kłótnie doprowadziły do tego, że Robert nie żyje. Chciałbym za to przeprosić jego rodzinę – łkał na ławie oskarżonych.
Tragicznego dnia, 1 maja ubiegłego roku, obaj panowie spotkali się na łowickim rynku.
- Wyszedłem z domu na spacer – wspominał morderca. - W kieszeni miałem nóż, bo chciałem zebrać bzu na urodziny mojej Wandy. Kiedy przechodziłem obok niego, on powiedział do mnie: „Czego się tu szwendasz staruszku, wracaj do tej swojej kur...”. Potem zaczął ją wyzywać od najgorszych. Wyciągnąłem ten nóż do bzu, bo chciałem go nastraszyć. Byłem w szoku. On mi groził, że mnie zabije. Uderzyłem go tym nożem, nie pamiętam, co było dalej.
Starszy pan musiał z furią rzucić się na swojego młodszego znajomego, bo dźgał go, gdzie popadnie. Wbił ostrze w jego ciało aż jedenaście razy. Robert D. zmarł w szpitalu.
Józef K. został zatrzymany na miejscu zbrodni. Nie uciekał, spokojnie czekał na przyjazd policji.
- Nie chciałem go zabić, ale on obrażał moją Wandę – płakał.
Masz podobny temat?
Napisz do autora.
Napisz do naszych ludzi tutaj