Do śmierci 61-latka doszło w marcu 2017 r. Mężczyzna był skuty kajdankami i dodatkowo skrępowany sznurem. Z mieszkania zniknął laptop, wystawiony potem na sprzedaż w warszawskim lombardzie, i inne drobne przedmioty. Mieszkaniec Pruszkowa padł ofiarą perfidnego planu rozboju, chociaż nie wszystko potoczyło się po myśli pary, która z chęci łatwego zysku doprowadziła do jego okrutnej śmierci. Co poszło nie tak? Dlaczego maltretowany człowiek, jak wyraził się przed sądem oskarżony „zszedł mu” niespodziewanie?
Postawili na lekkich dewiantów
Oskarżeni, umieszczając stosowny anons erotyczny, znaleźli w sieci osobę, która była zainteresowana spotkaniem. Umówili się w mieszkaniu Waldemara M., a tam szybko skrępowali mu ręce i dla pewności unieruchomili sznurem. Napadnięty nie miał w domu gotówki, a na jego kontach, do których numery podał ze strachu przed śmiercią, były same debety. Próba wzięcia kredytu przez internet również zakończyła się porażką. Wyglądało na to, że mężczyzna faktycznie nie ma pieniędzy. To sprawiło, że Mariuszowi G. puściły nerwy. Zaczął bić i podduszać pokrzywdzonego. Wstrzykiwał mu także znalezioną w domu insulinę. 61-latek był cukrzykiem i niekontrolowane dawki insuliny szybko go zabiły. Mariusz G. wiedział, że ofiara rozboju jest ciężko chora, a mimo to nie zaprzestał tortur. Dlatego nie dziwi, że w pewnym momencie, jak wyraził się oprawca, „ pokrzywdzony mu zszedł”. Sprawcy wpadli w panikę. Ponieważ usuwanie odcisków palców zajęłoby im zbyt wiele czasu, wrzucili do worka i zabrali wszystko, czego dotykali. Zapis korespondencji z ofiarą, którą usunęli z jej komputera, udało się odzyskać biegłemu.
Tablet i złoty łańcuszek, jedyne łupy z napadu zakończonego śmiercią ofiary, sprzedali w lombardzie na warszawskiej Pradze.
Ewentualnie zamiar bezpośredni
Prokurator uznał, że Mariusz G. chciał zabić jedynego świadka. Recydywista, który kiedyś dokonał podobnego rozboju, także ze śmiertelnym skutkiem, działał w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia. W związku z tym strona oskarżająca zażądała dla niego dożywocia. Ewa K., jako nieświadoma zamysłu mózgu całej operacji, którym był jej partner, usłyszała prokuratorskie żądanie 4 lat więzienia. Obrona tłumaczyła, że Mariusz G. uśmiercił ofiarę fatalnym zbiegiem okoliczności, że nie chciał do tego doprowadzić, a insulinę wstrzykiwał chcąc poprawić, a nie pogorszyć stan mężczyzny. Możliwe, że kwalifikacja czynu Mariusza G. zostanie zmieniona na zamiar ewentualny, a wtedy kara dla niego będzie niższa. Sędzia Tuleya odroczył wydanie wyroku do 11 września.