Mieszkańcy Tucholi są zszokowani śmiercią pana Zygmunta - spokojnego, sympatycznego człowieka. Miał potwornego pecha, że na jego drodze stanęli Marcin P. (18 l.) i Piotr F. (21 l.), znani w mieście bandyci.
Na ulicy zaczepili pana Zygmunta i zażądali, by postawił im piwo. Odmówił im z uśmiechem na twarzy. Wtedy zwyrodnialcy poprzysięgli mu zemstę. Dwa dni później rzucili się na pana Zygmunta z pięściami, kiedy wracał do domu. Nie miał szans. Kiedy pod gradem ciosów upadł na ziemię, zwyrodnialcy kopali go po całym ciele. Nieprzytomnego przeciągnęli w krzaki pod most i wrzucili do rzeki. Następnego dnia pływające w wodzie ciało zauważyła mieszkanka Tucholi. Pies tropiący doprowadził policjantów do morderców. Kiedy ich aresztowano, na ich twarzach nie było ani cienia skruchy czy wyrzutów sumienia. Oby nigdy nie wyszli na wolność.