Mili i sympatyczni koledzy, których dobrze znała, tuż za Warszawą zmienili się w bestie. Chcieli zgwałcić dziewczynę. A gdy się broniła, jeden z nich z zimną krwią zatopił nóż w jej ciele. Konającą Martynę porzucili na przystanku i uciekli.
Przeczytaj też: Bydgoszcz: Zabiła się, bo straciła dom
Późnym wieczorem w środę po dziewczynę przyjechało rozbawione towarzystwo. Martyna zabrała się z nimi na przejażdżkę po mieście. Popijali alkohol, słuchali muzyki.
Dojechali kilkadziesiąt kilometrów za Warszawę, aż do miejscowości Konik Nowy (Mazowieckie). Właśnie tam rozegrała się tragedia. Towarzystwo postanowiło zapalić papierosa. Zatrzymali się za wielkimi hałdami piasku usypanymi przy jednej z posesji. Z auta, oprócz dziewczyny, wysiedli Sebastian P. (18 l.) i Karol P. (17 l.) oraz kierowca Grzegorz F. (29 l.). W samochodzie została koleżanka Martyny, 14-letnia Karina. To ona zobaczyła, jak Martyna szarpie się z mężczyznami. Dziewczyna desperacko broniła się przed pijanymi bandytami, którzy postanowili ją zgwałcić.
Walka nie trwała długo. W ręku Karola P. (17 l.) błysnął nóż. Po rękojeść wbił go w ciało Martyny. Dziewczyna jęknęła i osunęła się na ziemię. Śnieg zabarwił się na czerwono. Przerażona Karina wybiegła z samochodu, zaczęła wzywać pomocy, przeciągnęła tracącą przytomność koleżankę w bardziej ruchliwe miejsce - na przystanek autobusowy. W tym czasie zabójca i jego kompani już uciekali samochodem z miejsca zbrodni. Mieszkańcy, których domy stoją w sąsiedztwie przystanku, słyszeli przeraźliwe krzyki dziewczyn. To oni wezwali policję i pogotowie.
Patrz też: Grudziądz: Zabił dla 4000 zł
- Niestety, mimo wysiłków lekarzy ze szpitala przy Niekłańskiej Martyna zmarła w nocy ze środy na czwartek wskutek zadanych ran - dowiedzieliśmy się od rzeczniczki szpitala Magdaleny Kojder.
W tym czasie jej oprawcy już byli w rękach policji. Okazało się, że nóż porzucili na podwórku kamienicy przy ul. Osieckiej. Zatrzymali ich kryminalni z warszawskiej dzielnicy Targówek. Wszyscy trzej mężczyźni są dobrze znani policji. Mieli na koncie napad na mieszkańców jednego z domów i rozboje. Powinni za to już dawno trafić do aresztu. Niestety, praska prokuratura nie podjęła takiej decyzji. Gdyby w porę wsadziła tych bandytów, być może wtedy Martyna nigdy nie spotkałaby ich na swojej drodze.
- Karolowi P., który przyznał się do zabójstwa, grozi 25 lat więzienia - poinformowała nas Krystyna Gołąbek z siedleckiej prokuratury.