- Nie twierdzę, że mój syn był niewinny, ale żądam wyjaśnień, bo do tej pory nie wiem, co się tak naprawdę stało. Dlaczego mój syn musiał umrzeć? - pyta zrozpaczony Zbigniew Jagieło.
Dramat Mateusza zaczął się w sobotę, 25 września. Razem ze swoimi przyjaciółmi chłopak zorganizował ognisko. Podczas imprezy niespodziewanie wywiązała się bójka, w której udział brał Mateusz. Następnego dnia 19-latek już siedział w areszcie w Warce. W międzyczasie okazało się, że podczas bijatyki ktoś ukradł telefon. Prokurator z Grójca postawił zarzut rozboju, a Mateusz i jego dwaj koledzy trafili na 3 miesiące do aresztu w Radomiu. Rodzinie nie pozwolono się kontaktować z Mateuszem. - Nie wiem, jak mu tam było, nie wiem, bo nie mogłem nawet z nim porozmawiać - dodaje załamany pan Zbigniew.
Po trzech dniach spędzonych w radomskim areszcie do rodziny Mateusza dotarły makabryczne wiadomości. Martwy chłopak został znaleziony przez współwięźnia. - Powiedzieli mi, że Mateusz powiesił się na skórzanym pasku od spodni. Ale kiedy widziałem go po raz ostatni w sądzie, żadnego paska na sobie nie miał. On nie miał żadnego powodu, żeby się zabijać - mówi ojciec. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że było to samobójstwo, ale wyjaśniamy tą sprawę. Badamy wszystkie wątki, również sprawę skórzanego paska - wyjaśnia Małgorzata Chrabąszcz z prokuratury w Radomiu. - Dlaczego więźniowi pozwolono mieć w celi pasek? - wciąż pytają rodzice. - O tym, czy więzień może mieć przy sobie pasek, decyduje dyrektor więzienia. To jest jego indywidualna sprawa - wyjaśnia mjr Luiza Sałapa, rzecznik prasowy Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Sekcja zwłok Mateusza wykazała, że chłopak zmarł wskutek uduszenia. To czy Mateusz powiesił się w celi, czy może ktoś mu w tym pomógł, wyjaśni śledztwo.