To koszmarny finał dramatu, który trwał od 4 lat. Wtedy to Samuel ucierpiał w straszliwym wypadku samochodowym. Dzieciątko cudem przeżyło, ale do końca życia miało być sparaliżowane.
Zrozpaczeni rodzice postanowili zrobić wszystko, aby zapewnić kalekiemu maleństwu jak najszczęśliwsze życie. Oboje rzucili swoją pracę, aby móc być przy swoim syneczku 24 godziny na dobę. Mieli nadzieję, że dzięki ich opiece z czasem stan dziecka będzie się poprawiał.
Niestety, los nie okazał się dla nich łaskawy. Bo osłabiony organizm maleństwa szybko stał się łatwym celem ataku dla groźnych bakterii. W efekcie chłopczyk zapadł na śmiertelne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Trafił do szpitala, ale nie było dla niego żadnej nadziei.
Dlatego rodzice zabrali go do domu, gdzie - jeszcze tego samego dnia - chłopczyk zmarł.
Zalewający się łzami mama i tata byli z Samuelem do końca. A kiedy umarł, uznali, że nie ma sensu dalej żyć. Zapakowali ciałko dziecka i ruszyli do Eastbourne na południe Anglii. Oboje stanęli na skałach tuż przy wybrzeżu i skoczyli w otchłań.