Jeden nieodpowiedzialny postępek wystarczył, by doprowadzić do wielkiej rodzinnej tragedii. I to zaledwie miesiąc przed planowanym ślubem...
Kiedy Marcin i jego wybranka Kasia P. (+21 l.) postanowili zalegalizować swój związek, byli razem już od trzech lat. Mieli dwójkę dzieci. 2-letniego Kubę i 8-miesięcznego Michaela. Marcin nie miał stałej pracy w Polsce. Jeździł zarabiać za granicę - do Holandii. Narzeczeni postanowili, że ślub wezmą w grudniu 2010 roku...
Niestety, wcześniej był feralny listopadowy wieczór. Kasia i Marcin wracali z wieczornego spotkania ze znajomymi. Obaj synowie byli razem z nimi... Właściwie dojeżdżali już do domu. Gdyby nie wypadek, dotarliby tam za kilka minut. Jednak Marcin wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu. W jego opla calibrę uderzyła spora furgonetka...
Okolicą zatrząsł potężny huk. W mgnieniu oka osobowe auto zamieniło się w kupę powyginanej blachy. Kasia i 8-miesięczny Michael zginęli na miejscu. 2-letni Kuba i jego ojciec ocaleli. Obaj w ciężkim stanie trafili do szpitala. Lekarze stwierdzili, że Marcin prowadził pod wpływem alkoholu. Miał 1,2 promila we krwi.
- Nie wiem czemu wsiadł do samochodu pijany, nigdy do tej pory tego nie robił - mówiła po tragedii Barbara Pawelec, matka zabitej dziewczyny. - Źle zrobił, ale chcę, żeby żył dla Kubusia, pomożemy mu go wychować - tłumaczyła.
Ale mimo dużego wsparcia ze strony najbliższych, Marcin S. nie poradził sobie z własnym sumieniem. Powiesił się dokładnie 9 miesięcy po tragicznym wypadku, kilka tygodni przed rozprawą w sądzie.
23-latek miał odpowiedzieć za prowadzenie pod wpływem alkoholu, spowodowanie śmiertelnego wypadku i posiadanie narko-tyków. Groziło mu 12 lat odsiadki. Postanowił jednak ukarać się sam. Nie pomyślał tylko o synku, który przeżył razem z nim tragedię. Chłopiec nie ma już obojga rodziców...