Alicja pochodziła z niewielkiej miejscowości obok Turku w Wielkopolsce. W sierpniu ubiegłego roku razem z kilkoma koleżankami urządziły sobie babski wypad do Łodzi. Robiły zakupy, a wieczorem poszły potańczyć do dyskoteki.
Kiedy dziewczyna wchodziła po schodach do popularnego lokalu, drogę zastąpił jej Marcin R.
- Ty kur...! - krzyknął do przerażonej dziewczyny.
Morderca nie okazał skruchy
Gdy odpowiedziała, żeby się odczepił, wpadł w szał. Chwycił za nóż i uderzył nim bezbronną dziewczynę w klatkę piersiową. Potem kopnął w głowę i spokojnie odszedł. Alicja wykrwawiła się na śmierć. Morderca został zatrzymany jeszcze tego samego wieczora w swoim mieszkaniu.
Wczoraj w sądzie po raz pierwszy spojrzał w twarz zrozpaczonym rodzicom Alicji. Nie okazywał skruchy. Twierdził, że nie pamięta zdarzenia. Prowadzący rozprawę sędzia odczytał więc jego zeznania, które składał w trakcie śledztwa.
- Wszyscy, którzy chodzą do dyskotek, to kur... i frajerzy - mówił Marcin R. podczas przesłuchań. - Wszystkich bym wystrzelał "kałachem". Minąłem się z tą kur... na schodach. Wkur... mnie, bo się na mnie patrzyła. Aż mnie korciło, żeby kur... zaje...! Poczułem przypływ mocy. Najpierw jej "nawrzucałem" od kur... i szmat. Potem dźgnąłem nożem. Zrobiłem to, co było trzeba zrobić.
Ojciec zamordowanej Jerzy Medycki (56 l.) słuchał tych słów ze spuszczoną głową.
- On nie zasługuje na to, by nazwać go człowiekiem - powiedział.