Konie były miłością jej życia. Odliczała dni, kiedy wsiądzie do samochodu i pojedzie do Janowa Podlaskiego (woj. lubelskie) na pokazy ukochanych arabów. Pani Małgorzacie nie przeszkadzało nawet to, że noc dzielącą dwa dni imprezy przyjdzie spędzić jej w samochodzie. Pracowała jako fizjoterapeutka i skromna pensja nie pozwoliła jej na wynajęcie pokoju w hotelu.
Z samego rana wsiadła więc do wysłużonego volkswagena i ruszyła... Następnego dnia już nie żyła. Ciało kobiety z poharataną nożem szyją znaleziono o świcie obok jej samochodu. Był zaparkowany na łące, niedaleko bramy wjazdowej do janowskiej stadniny koni. Jak stwierdzili policyjni biegli, kobieta umarła z wykrwawienia. Dostała 7 ciosów nożem. Obok ciała leżał pusty portfel, a dookoła rozsypały się drobne monety. Co się stało? Czy napadł ją złodziej, który potem zabił? Czy może prawdziwa przyczyna mordu na kobiecie była zupełnie inna? A rozbebeszona portmonetka miała tylko wprowadzić śledczych w błąd?
Nie wykluczamy żadnej hipotezy - w oszczędnych słowach informuje prokurator Beata Syk-Jankowska z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. I podkreśla, że cały czas nad rozwikłaniem zagadki pracują policjanci i prokuratura.
Mąż pani Małgorzaty będzie czekał z niecierpliwością na wyniki śledztwa.
- Od kilku lat wyjazd na te pokazy był dla niej żelaznym punktem wakacyjnego wypoczynku - wspomina żonę. - Czekała na to z utęsknieniem. Noc chciała spędzić w samochodzie, jak zwykle. Przecież robiło tak wiele osób... Dorwijcie tego sukinsyna - prosi policjantów.
Mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie ukoi jego bólu. Pragnie jednak sprawiedliwości.
801-801-997
Pod tym numerem mogą skontaktować się z policją wszyscy, którzy wiedzą coś na temat zabójstwa. Doszło do niego w minioną sobotę wieczorem lub w nocy