Sławomir D. podkochiwał się w Marlenie. Codziennie przyjeżdżał do niej, kupował prezenty, proponował małżeństwo. Ona jednak traktowała go jak natręta. Feralnego dnia w październiku 2013 r. wybrała się na dyskotekę i... ślad po niej zaginął.
Trzy dni później ciało Marleny odnaleziono zamaskowane w rowie pod nasypem kolejowym. Jak się potem okazało, gnębiony wyrzutami sumienia Sławek sam telefonicznie powiadomił policję o zbrodni i wskazał policjantom miejsce porzucenia zwłok.
Zobacz: Rodzice zagłodzonej Madzi z Brzeznej nie wyjdą zza krat!
Pięć godzin po odnalezieniu ciała podejrzany był już za kratami. Ruszyło śledztwo. Prokurator dysponował silnymi dowodami winy zatrzymanego. Lada dzień sprawa miała trafić do sądu i Sławomir D. miał odpowiedzieć za zabójstwo. Nie doczekał sprawiedliwości - zmarł nagle w areszcie śledczym.
- Ze względu na śmierć podejrzanego śledztwo zostało umorzone. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyna zgonu była naturalna - mówi Maria Kudyba z prokuratury w Łomży. Nie wierzą w to rodzice Sławomira.
- Nasz syn był niewinny! Był kozłem ofiarnym i ktoś otruł go w więzieniu - złoszczą się Bożena (55 l.) i Stanisław Doboszowie (64 l.).
- Syna z grobu nie podniesiemy, ale zrobimy wszystko, by prawda wyszła na jaw - dodają.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail