Jego rozpacz jest tym większa, gdyż katastrofa pod Smoleńskiem zabrała mu nie tylko człowieka, którego kochał jak brata, ale i ojca chrzestnego jego syna Stasia (8 l.). Chłopiec w połowie maja przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej.
Zbigniew Wojciechowski z bólem przyznaje, że od soboty bardzo trudno jest mu spojrzeć w smutne oczy syna. Rezolutny chłopiec rozumie wiele, ale w głębi serca jednak nie wierzy w to, co się stało. Pyta ojca, kto teraz będzie jego ojcem chrzestnym
- A ja nie potrafię mu nic powiedzieć - Wojciechowskiemu, znanemu na Lubelszczyźnie społecznikowi i byłemu wiceprezydentowi Lublina, wilgotnieją oczy. - Staś patrzył się na Niego jak w obrazek...
Chłopiec był niezmiernie dumny z tego, że ma tak znanego i szanowanego chrzestnego. Wojciechowski, kiedy w piątek przed katastrofą jechał do Warszawy, chciał wziąć ze sobą synka, żeby zobaczył się z wujkiem Mariuszem.
- Jedź, bo taka okazja się nie powtórzy - zachęcał chłopca, nie przeczuwając, jak bardzo ważne są to słowa.
Chłopiec jednak nie pojechał, bo przecież wujek Mariusz obiecał mu, że 16 maja, w dzień Pierwszej Komunii Świętej będzie tylko dla niego Był taki szczęśliwy z tego powodu.
Z Handzlikiem poznali się podczas studiów na KUL w latach 80. i od tej pory darzyli się wielką przyjaźnią i zaufaniem. Pan Zbigniew z uznaniem i radością patrzył, jak jego kolega pnie się po szczeblach urzędniczej drabiny.
Był m.in. doradcą premiera ds. polityki zagranicznej, dyplomatą na polskiej placówce w USA i przy ONZ, dyrektorem w polskim MSZ, wreszcie trafił do Kancelarii Prezydenta. I choć z racji ogromu pracy minister Handzlik nie mógł odwiedzać swego chrześniaka tak często, jakby chciał, to obaj cieszyli się z każdego spotkania. Ale to miało się zmienić...
- Powiedział sobie dość. Rozmawiał już o tym z Prezydentem Kaczyńskim. Z pełnym oddaniem miał pomóc mu tylko podczas kampanii prezydenckiej, potem miał odejść... - opowiada Wojciechowski.