Decyzję o odebraniu dzieci matce podjął Sąd Rejonowy w Łukowie na wniosek Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Staninie. O tej bulwersującej historii pisaliśmy w piątek. Grażyna Chmiel od dnia wyroku chodzi z płaczem po różnych instytucjach i błaga, żeby ktoś ją wysłuchał, pomógł odzyskać Kamila, Anetę, Dominika, Marcina i Wiktorię. Ale według urzędników warunkiem powrotu dzieci do domu jest podjęcie przez nią pracy.
Matka, by znaleźć zatrudnienie, odwiedziła kilkadziesiąt firm w promieniu 30 km. Żadnego nie znalazła, bo albo nie ma pracy, albo miała za małe kwalifikacje. Jedyną reakcją bezdusznych urzędników było wysłanie jej na kurs kasjerek sklepowych. A przecież gdyby nawet zdobyła pracę w tym zawodzie, to i tak nie mogłaby zostawić w domu małych dzieci.
Czytaj: Stracisz pracę zabiorą ci dzieci, tak jak pani Grażynie!
- Wiktoria wymaga stałej opieki. Starsze sobie z tym nie poradzą - mówi pani Grażyna. - Wstrzymano mi wypłatę alimentów w wysokości 1800 zł, bo dzieci są w placówkach opiekuńczych. Za te pieniądze żyliśmy do tej pory. Dzieci nie głodowały, były schludnie ubrane, uczyły się pilnie - dodaje.
Teraz na pięcioro dzieci pani Grażyny idzie z budżetu państwa ponad 12 razy więcej! Ustaliliśmy, że utrzymanie wychowanka np. w Domu Dziecka na Zielonym Wzgórzu w Kisielanach-Żmichach kosztuje 4435 zł miesięcznie.
- W każdym domu koszty przedstawiają się inaczej, lecz można przyjąć, że wiele się nie różnią - mówi Hanna Prużanin, dyrektorka placówki. Utrzymanie pięciorga dzieci kosztuje więc 22 175 zł. - Gdzie tu ekonomia i logika - zastanawia się Grażyna Chmiel.
- Za jedną czwartą tej kwoty wszyscy żylibyśmy w domu jak pączki w maśle - zapewnia.
ZOBACZ: Nieznana substacja w szkole. Otrute dzieci trafiły do szpitala
Czy nie wiedzą o tym urzędnicy? Przypuszczalnie nie liczą państwowych pieniędzy, tylko zasłaniają się chorymi przepisami.
- Wszystko leży w rękach matki. Musi podjąć pracę, wtedy ma szansę na odzyskanie dzieci - powtarzają twardo pracownicy GOPS w Staninie. Końca absurdu nie widać.