Blady strach padł na mieszkańców kilku wiosek koło Jeleniej Góry (woj. dolnośląskie). W okolicznych lasach pojawili się - niczym w średniowieczu - prawdziwi zbóje. Nocą, gdy dobrych ludzi zmorzy sen, wygłodniali grasanci zakradają się do ich obejść i pustoszą lodówki.
Podobno jest ich dwóch, są rośli, pozarastani, z brodami jak łopaty. Ludzie z Wieściszowic opowiadają, że widują ich w lasach w okolicach wioski. Te dwa głodomory dały się we znaki już niejednemu człowiekowi.
Ich ofiarą padł np. 82-letni, mieszkający samotnie hodowca baranów. Kilka dni temu zabił jedno zwierzę i przygotował z niego dwieście kotletów. Miały starczyć na całą długą i srogą w tej okolicy zimę. Niestety, rano już kotletów nie było. Teraz mężczyzna ucieka do domu, gdy tylko zobaczy w pobliżu jakiegokolwiek człowieka.
Równie przerażona jest pani Maria Wózkowa (75 l.). Jej bandziory wyczyściły lodówkę. - Spałam i nic nie słyszałam, dopiero rano, gdy otworzyłam lodówkę, okazało się, że jest pusta, a karczek świeży miałam, kurczaka i ryby - mówi przerażona emerytka, która samotnie mieszka na skraju Wieściszowic. - Pootwierali też butelki z sokiem, bo myśleli, że wino - dodaje kobieta.
Panią Marię zbóje ograbili już dwukrotnie w ciągu dwóch tygodni. - Od ostatniego napadu nie zmrużyłam w nocy oka, nie wiem, jak długo wytrzymam - wzdycha pani Maria.
Policjanci podobnie jak ich średniowieczni poprzednicy przeszukują okoliczne lasy. Ale złapać w nich zbója, mimo tej całej nowoczesnej technologii, wcale nie jest łatwo.