Rodzinny dramat na Śląsku miał swój początek we wtorek nad ranem. Nie wiadomo jak doszło do zaprószenia ognia, ale żywioł błyskawicznie zaczął trawić wszystko co stanęło mu na drodze. Z płonącego mieszkania udało się wydostać ojcu 4-latka i 2,5-latki.
Poparzony mężczyzna nie był jednak w stanie ocalić własnych dzieci. Matka maluchów, która podczas pożaru złamała nogę nie także nie mogła ich pomóc. Akcję ratowniczą strażaków w mieszkaniu na czwartym piętrze utrudniał nie tylko żar, ale także kłęby duszącego dymu.
Patrz też: Pszczyna: RYBKI z akwarium UGASIŁY pożar
Ogień udało się ugasić dopiero po kilku godzinach. Z kamienicy ewakuowano prawie 40 osób. Z płomieniami walczyło 19 strażaków i 4 wozy gaśnicze.
- Z mieszkania wybiegł sąsiad i wpadł do mieszkania obok. Cały się palił. Koledzy go ugasili i kazali leżeć na ziemi. Potem sąsiad owinął sobie głowę mokrą ścierką i wyciągnął z mieszkania jego żonę. Chciał też ratować dzieci, ale było za gorąco i dym. Nie mógł ich znaleźć - opowiadał w tvn24 sąsiad z kamienicy.
Rodzice zmarłych dzieci trafili do szpitala. Wszystko wskazuje na to, że 4-latek i jego młodsza siostra zginęli w wyniku zaczadzenia. Obecni na miejscu sanitariusze próbowali jeszcze reanimować nieprzytomne maluchy, ale na nic się to zdało.