Aż trudno uwierzyć w tak bezmyślne okrucieństwo. Ten bezrobotny mechanik po prostu obudził się pewnego dnia i uznał, że kogoś zamorduje. Ot tak, dla kaprysu. Złapał za rurkę i ruszył na krwawe łowy.
- Nie miałem wytypowanej osoby. Obojętne było mi kogo zabiję. Nie myślałem też dlaczego - wygolony na łyso osiłek opowiada beznamiętnie. Gdy na jego drodze stanęła Halina B. (50 l.), wyrwał zza paska rurkę i niczym dzikie zwierzę zaatakował. - W jednej chwili postanowiłem ją zabić - nie ukrywa osiłek.
Bez słowa zwyczajnie podbiegł do zaskoczonej kobiety i zaczął walić metalowym narzędziem po jej czole. Nie przestał walić nawet wtedy, gdy zakrwawiona ofiara padła na ziemię. - Dusił mnie z całych sił. Myślałam, że to już koniec - w posiniaczonych oczach kobiety szklą się łzy.
Na jej szczęście nadjeżdżający samochód spłoszył bandytę. Zaalarmowani policjanci dopadli go na jednym z osiedli. Przyznał się do napadu. Dlaczego akurat wybrał Halinę B.?
- Miała po prostu pecha, że tam przechodziła. Równie dobrze mógł to być ktoś zupełnie inny - cyniczny bydlak śmie jeszcze tak mówić.
Pani Halinie założono 7 szwów, nadal jest w strachu. Leży w szpitalu, gdzie od 30 lat jest pielęgniarką. Już po napadzie skojarzyła, że przed laty opiekowała się swoim oprawcą, gdy zachorował jeszcze jako kilkuletni chłopiec. - Tyle lat pomagam ludziom, a tu coś takiego - nie ukrywa szoku.
Bandzior trafił na trzy miesiące do aresztu.
- Za usiłowanie zabójstwa grozić mu może nawet dożywocie - zapowiada nadkomisarz Wojciech Domagała (36 l.), zastępca komendanta miechowskiej policji.