Zachodniopomorskie: Mąż spalił mi twarz i ręce!

2010-10-08 14:15

Marta Duda (33 l.) z Dąbrowy Białogardzkiej (zachodniopomorskie) uwolniła się od męża kata, który siedzi w areszcie i będzie odpowiadał za usiłowanie zabójstwa. Zapłaciła jednak za to ogromną cenę.

Pisaliśmy o tym, jak chorobliwie zazdrosny Jacek D. (39 l.) chlusnął w nią i przytulonego do niej syna Marcina (10 l.) benzyną i podpalił na oczach pozostałych dwojga dzieci. To nie koniec dramatu. Teraz, kiedy kat i zarazem jedyny żywiciel rodziny czeka na proces, jego ofiary zostały bez grosza.

Rany na rękach, głowie i klatce piersiowej pani Marta leczyć będzie jeszcze długo w gryfickim szpitalu, później całe miesiące w domu. - Z każdą zmianą opatrunków, kiedy wyję z bólu, nienawidzę męża coraz bardziej. Nigdy nie wybaczę mu tego, co nam zrobił - mówi zdruzgotana kobieta. Jej synek ze szczecińskiego szpitala wyjdzie lada dzień i, tak jak jego rodzeństwo - Agatka (8 l.) i Mariusz (15 l.) - będzie na razie u babci. Do nadpalonego w środku domu nie mają po co wracać. - Tam trzeba zrobić remont, bo córka i Marcinek muszą wrócić do sterylnych warunków. Tego wymagać będzie rehabilitacja. A prawda jest taka, że ja mam zaledwie nieco ponad 400 złotych renty - mówi Danuta Paduch (54 l.), matka pani Marty. - Jacek siedzi w areszcie, a rodzina została bez grosza. Nie wiem, co teraz będzie. Brakuje nam wszystkiego. Prosimy ludzi o pomoc.

W domu pani Marty jest spalony korytarz, odnowienia wymagają ściany, trzeba też przestawić piec. - Musi być bardzo czysto, by moje i Marcinka rany szybciej się goiły - mówi cierpiąca kobieta. - Mam nadzieję, że wyzdrowieję i będę mogła pracować. Wiem, że do tego jeszcze daleko. Ale muszę w to wierzyć, bo tylko wtedy damy sobie sami radę. Osobom, które chciałyby wspomóc rodzinę z Dąbrowy Białogardzkiej, podajemy numer telefonu do Danuty Paduch: 501-455-727.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają