Grzegorz i Teresa byli małżeństwem od ponad 20 lat. Ostatnio utrzymywała ich pani Eleonora, która co miesiąc przekazywała im część swojej emerytury.
- Grzesiu od czasu do czasu dorabiał sobie. Był taką złotą rączką. Wszystko potrafił zrobić i naprawić. Dlatego wiele osób często korzystało z jego pomocy - opowiada roztrzęsiona kobieta.
Od lat widziała, że w małżeństwie jej syna nie dzieje się dobrze. Synowa Teresa nie dość, że była leniwa i kapryśna, to Grzegorza traktowała jak służącego.
- Ona od samego początku mi się nie podobała. Mówiłam synowi, że z tego związku nic dobrego nie wyjdzie - płacze pani Eleonora.
Jej matczyne serce krwawi. Głos więźnie jej w gardle. Trudno pogodzić się ze śmiercią Grzegorza. - To było takie kochane dziecko! Najukochańsze - szepcze. Nie może odżałować, że syn nie chciał jej słuchać.
- Miałam jakieś takie złe przeczucia. Ale on mnie zbywał. Był zapatrzony w Tereskę jak w święty obrazek. No i się doigrał - pani Eleonora zalewa się łzami.
Dramatyczne wydarzenia rozegrały się wieczorem. Grzegorz i jego żona oglądali telewizję, gdy nagle Teresa głosem nieznoszącym sprzeciwu zażądała zrobienia i przyniesienia sobie kolacji. Grzegorz nie chciał jednak wstawać od ekranu.
- Sama sobie zrób - odburknął.
Od słowa do słowa między małżonkami wybuchła wielka awantura. Teresa chwyciła nagle za wielki kuchenny nóż. Uderzyła tylko jeden raz, w szyję. Ale ten cios wystarczył, by Grzegorza pozbawić życia. Zaskoczony mężczyzna upadł na ziemię i wykrwawił się na śmierć.
Kilka minut później morderczyni zapukała do sąsiadki. - Chyba zabiłam Grześka - powiedziała. Na miejsce wezwano karetkę, ale lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon zadźganego mężczyzny. Chwilę potem na rękach Teresy zatrzasnęły się kajdanki. Kobieta trafiła do aresztu. Za zamordowanie męża grozi jej dożywocie.