– Cichy, spokojny, przyjacielski – mówili o nim sąsiedzi. Innego zdania byli o Radosławie W., który sprowadził się tam niedawno. Nie przepadali za nim, bo często robił awantury swojej żonie. Pracowała jako modelka, a on był o nią zazdrosny.W sierpniu 2017 r. w ich mieszkaniu znów wybuchła draka. Radosław bił żonę i wyzywał od najgorszych. Adam B. zwrócił mu uwagę, bo wszystko widział przez okno. Niestety, tylko dolał oliwy do ognia. Pijany mężczyzna przeniósł swoją agresję na niego. Poleciały ciężkie słowa, a na koniec jasny komunikat:– Czekam na ciebie na ulicy.
Adam B. nie chciał rękoczynów, ale gdy obelgi sąsiada zaczęły lecieć także w stronę jego żony, przemógł się i wyszedł przed dom. Nie wiedział, że Radosław W. ma przy sobie nóż. Dostał dwa ciosy w okolice serca i śmiertelny cios w plecy. Radosław W. trafił do aresztu, został oskarżony o zabójstwo i stanął przed Sądem Okręgowym w Toruniu. Prokurator żądał dla niego 25 lat więzienia, a on udawał niewiniątko. Zarzekał się, że to był przypadek, że chciał jedynie nastraszyć sąsiada, który koniec końców sam nadział się na nóż. Jak to możliwe, że nadział się plecami? Tego nie umiał wyjaśnić. A jednak sąd uznał, że nie działał z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia sąsiada i wycenił tę zbrodnię wyjątkowo łagodnie – na 10 lat więzienia. O tym, że żona zabitego nie doczekała procesu i umarła ze zgryzoty, na sali sądowej nie mówiono.