Był już wieczór, gdy Dariusz D. zabrał się za szykowanie kolacji. Chciał w spokoju pokroić chlebek, posmarować go masełkiem, a później na kromce poukładać plasterki pachnącej kiełbaski. Nagle, gdy kroił pierwszą pajdę, ktoś zapukał do jego drzwi. Właściciel mieszkania soczyście zaklął pod nosem i poszedł otworzyć. W progu stał jego przyjaciel - Dariusz L.
- Ale mam ci dużo do powiedzenia - przywitał się gość. I od tej pory usta już mu się nie zamykały. Paplał jak najęty. Nawet burczący głośno brzuch gospodarza nie zagłuszał jego gadaniny.
Dariusz D. stał z nożem w ręku, a w nozdrzach czuł zapach chleba i kiełbasy. Ale ilekroć brał się za krojenie, przyjaciel odciągał go. - Posłuchaj jeszcze tego! - mówił.
W wygłodniałym mężczyźnie zwierzęce pragnienie napchania pustego żołądka zaczęło powoli brać górę nad zdrowym rozsądkiem. W końcu eksplodował. - Zamknij się! - krzyknął i rzucił się na przyjaciela, zatapiając ostrze kuchennego noża w jego sercu. Krwawiące ciało leżało na ziemi, a Dariusz D. szybko dokończył robienie kanapek i zaczął się nimi napychać.
Teraz potwornym mordercą zajął się sąd. Oby ta bestia zgniła w więzieniu.