Był mróz, więc wsiedli do samochodu, uruchomili silnik i włączyli ogrzewanie. Już po kilku minutach spaliny z rury wydechowej wypełniły wnętrze zamkniętego pomieszczenia, a trujący gaz wsączał się do kabiny auta. Wystarczyło po kilka wdechów, aby trzy przyjaciółki i ich kolega stracili przytomność. Dwie nastolatki nie żyją, a trzecia walczy o życie w szpitalu.
- Dlaczego pozwoliłam jej pójść do tego przeklętego garażu? - nie może sobie wybaczyć Renata Młodzianowska (44 l.) z Biebrzy, matka Pauliny (†17 l.), jednej z dwóch ofiar śmiertelnych zatrucia spalinami. O tym potwornym wypadku informowaliśmy wczoraj. 17-latka i jej dwie przyjaciółki, Martyna L. (†16 l.) i Weronika K. (16 l.), wybrały się na imprezę do garażu Daniela L. (21 l.). Siedzieli w samochodzie z włączonym silnikiem i ogrzewaniem.
Spaliny w kilka chwil wypełniły zamknięte pomieszczenie, a do wnętrza auta dostał się trujący gaz. Imprezowicze nie zdawali sobie sprawy, że już kilka wdechów było dla nich zabójcze. Dziewczyny straciły przytomność. Daniel zdołał wysiąść z auta, ale także zemdlał i poparzył się o rurę wydechową. Gdy na miejsce dotarli ratownicy, dla Pauliny i Martyny było już za późno - zmarły w drodze do szpitala. Trzecia z przyjaciółek, Weronika, jest w stanie krytycznym. Stan Daniela jest dobry. - Jak to się mogło stać? Dlaczego Bóg zabrał naszą Paulinkę i Martynę? - zalewają się łzami Renata i Jacek (41 l.) Młodzianowscy.
- To były grzeczne, zawsze uśmiechnięte dziewczyny. Przyjaźniły się od dziecka, chodziły do jednej szkoły. Miały tyle planów... Po co one poszły do tego garażu? - rozpaczają rodzice nastolatki. Śledczy wstępnie wykluczyli, że młodzi ludzie pili alkohol.
Więcej: Zobacz: Paulinę i Martynę ZABIŁY SPALINY! Tragedia na Andrzejkach w Biebrzy na Podlasiu